Strona główna Blog Strona 2

W przyszłym roku spodziewana jest fala inwestycji ze środków UE. Prawo zamówień publicznych wymaga pewnych korekt

0

W 2025 roku spodziewany jest w Polsce początek boomu inwestycyjnego, związanego głównie z większym niż dotychczas napływem funduszy z KPO i regularnych środków unijnych. Skorzysta na tym przede wszystkim budownictwo, ale pewne obawy budzi przewidywana kumulacja inwestycji, również w kontekście systemu zamówień publicznych. – O ile prawo zamówień publicznych może wymagać pewnych punktowych korekt, o tyle chyba nie ma potrzeby jego gruntownego przemeblowania – ocenia Mariusz Haładyj, prezes Prokuratorii Generalnej RP. Jak wskazuje, niektóre elementy zamówień publicznych wymagają raczej wypracowania praktycznych rozwiązań niż zmian legislacyjnych.

W Polsce w przygotowaniu są duże projekty infrastrukturalne związane z budową CPK, kolei dużych prędkości czy elektrowni jądrowej. Z drugiej strony oczekuje się, że w 2025 roku nastąpi największy napływ unijnych funduszy, które mają pobudzić krajową gospodarkę i spowodować boom inwestycyjny, na co liczą zwłaszcza firmy z branży budowlanej. Jak wskazali ekonomiści banku PKO BP w komentarzu do sierpniowych danych GUS, po stronie wykonawczej to właśnie ten sektor skorzysta na tym najmocniej.

– Jeśli chodzi o nadchodzące zwiększone wydatki inwestycyjne, związane m.in. z KPO, to wyzwaniem po stronie zamawiających będzie pewna synchronizacja tych wydatków, żeby zapewnić przewidywalność, nie doprowadzać do górek inwestycyjnych, bo w ten sposób siłą rzeczy sami sobie zmniejszamy konkurencję, a z drugiej strony potem wpadamy w puste okresy. Dlatego tu warto byłoby popracować nad dobrym rozłożeniem tych planów inwestycyjnych – mówi agencji Newseria Biznes Mariusz Haładyj. – Wykonawców zachęcałbym z kolei do tego, żeby aktywnie uczestniczyli w postępowaniach, tworzeniu kontraktów, żeby zgłaszali pytania do SWZ-ów, specyfikacji warunków zamówienia, do projektów umów, bo później to oni te umowy realizują. Po ich podpisaniu będą już w trudniejszej, dużo mniej elastycznej sytuacji, a przed zawarciem umowy można jeszcze wyklarować wszelkie wątpliwości.

Po trzech latach naznaczonych brakiem kontraktów i pogarszającą się sytuacją finansową mogą się pojawić problemy z kumulacją nowych zamówień i zrealizowaniem ich wszystkich w założonym terminie. Zwłaszcza że w przypadku KPO czas na wydatkowanie większości środków upływa w 2026 roku. Obawy wciąż budzi też niesprzyjające – zdaniem części przedsiębiorców – otoczenie prawne, m.in. w kontekście problemów z klauzulami waloryzacyjnymi, licznych odwołań i sporów sądowych czy obowiązujących mechanizmów wyboru wykonawców, w których dominującą rolę wciąż odgrywa cena.

– Do prokuratorii nie docierają głosy potrzeby gruntownych przemeblowań ustawy Prawo zamówień publicznych. Wydaje się, że ta ustawa, która obowiązuje od 2021 roku i była wypracowana w dialogu z poszczególnymi grupami interesariuszy, się sprawdza. Natomiast to, nad czym na pewno trzeba pracować, to obszary wypełnienia praktycznymi działaniami przepisów, dyrektyw zamówieniowych i zasad, żeby poszczególne zamówienia służyły przede wszystkim sprawności realizowanych inwestycji. Jednak samo PZP – o ile może wymagać pewnych punktowych korekt, związanych z jego funkcjonowaniem przez kilka lat, o tyle chyba nie ma potrzeby jego gruntownego przemeblowania – mówi ekspert.

Wyniki badań zleconych przez Urząd Zamówień Publicznych i opublikowanych w końcówce 2023 roku pokazują, że uczestnicy systemu zamówień publicznych raczej dobrze oceniają jego funkcjonowanie i dostrzegają korzyści płynące ze zmian związanych z wejściem w życie nowej ustawy PZP („Funkcjonowanie systemu zamówień publicznych – raporty z przeprowadzonych badań”). We wrześniu ub.r. zainaugurowano przegląd obowiązujących przepisów, a jego elementem jest ankieta przeprowadzona dla UZP wśród zamawiających i wykonawców na temat najważniejszych aspektów prawa, m.in. progów stosowania PZP czy waloryzacji wynagrodzenia (np. możliwości rezygnacji z niej w określonych przypadkach lub obowiązkowej waloryzacji). W tym obszarze najwięcej było rozbieżności w odpowiedziach zamawiających i wykonawców.

– Jeżeli chodzi o waloryzację i przepisy, które regulują tę kwestię, to trudno mi sobie wyobrazić, żeby na poziomie ustawy zrobić coś więcej. Dzisiaj mamy obowiązek waloryzowania kontraktów zawieranych na ponad pół roku, ale ciężko mi sobie wyobrazić, że jakąś instrukcję formułowania tych klauzul będziemy na poziomie przepisów zawierać, bo mamy różne stany faktyczne, mamy różnych zamawiających, duże inwestycje, małe inwestycje, kilkuletnie, kilkumiesięczne, więc tutaj ciężko jest wprowadzić jeden model – podkreśla prezes Prokuratorii Generalnej RP.

Podobny wniosek dotyczy stosowania kryterium niskiej ceny.  Jak dodaje ekspert, były już próby przygotowania regulacji, które miałyby zniechęcać zamawiających do stosowania go jako jedynego i najważniejszego kryterium wyboru wykonawcy.

– Wydaje się, że teraz kolejne kroki to kwestia raczej wypracowania modelu weryfikacji ofert z rażąco niską ceną – czy to powinno bardziej się odbywać poprzez weryfikację przez innych oferentów, czy tutaj zamawiającym są potrzebne dodatkowe narzędzia, czy być może pod kątem funkcjonowania Krajowej Izby Odwoławczej, jakieś postulaty można sformułować. Ale na pewno to jest temat, nad którym szczególnie w obliczu takiej dużej fali inwestycyjnej trzeba się pochylić – ocenia Mariusz Haładyj. – W praktyce wybór oferty z bardzo niską ceną, niedoszacowaną kwotą odbija się na samym zamawiającym, oczywiście na wykonawcy również. Zaraz po rozpoczęciu i realizacji kontraktu wchodzimy w proces wzajemnych roszczeń. Wydaje mi się więc, że to, co jest najważniejsze, to żeby we wspólnym gronie usiąść, zastanowić się nad modelem weryfikacji ofert.

Jak dodaje, w gronie zamawiających, wykonawców i instytucji eksperckich warto także dalej pracować nad klauzulami umownymi, karami umownymi czy kwestią odstąpienia.

– Jedna z kluczowych rzeczy, o których bym rozmawiał pod kątem sprawności realizacji inwestycji, to jest odpowiednia relacja uczestników postępowań inżyniera kontraktu czy projektanta, też żeby tutaj zdefiniowanie roli każdego z aktorów procesu zamówieniowego było możliwie precyzyjne – wyjaśnia ekspert.

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/w-przyszlym-roku,p29066938

Do BGK trafiło już 240 wniosków na pożyczkę wspierającą zieloną transformację miast. Samorządy mogą zyskać 40 mld zł w formie preferencyjnych pożyczek na inwestycje

0

Aktualizacja 10:00

Do początku września br. ponad 40 różnych podmiotów złożyło do BGK 240 wniosków na pożyczkę wspierającą zieloną transformację miast. Ich łączna wartość to ok. 1 mld zł. W ramach całego programu polskie samorządy mogą zyskać 40 mld zł w formie preferencyjnych pożyczek na zielone inwestycje. Oprócz jednostek samorządu terytorialnego po tego rodzaju instrument pożyczkowy mogą sięgać również spółki komunalne. Wodociągi Kępińskie to pierwsza taka spółka, która podpisała umowy z BGK. Na modernizację wodociągów i wymianę wodomierzy w Kępnie trafi 8 mln zł, a pierwsze efekty będą widoczne już w tym roku.

 Bank Gospodarstwa Krajowego ma powierzony do wdrażania instrument w postaci KPO w wysokości około 8,9 mld euro. Ta duża pula środków przeznaczona jest dla jednostek samorządu terytorialnego oraz dla spółek komunalnych. To projekty nieduże, od 2 mln zł, aż po projekty do 500 mln zł – podkreśla w rozmowie z agencją Newseria Biznes Marta Postuła, pierwsza wiceprezeska zarządu BGK. – Koszt finansowania wynosi 0 proc. Oczywiście jednostka samorządu terytorialnego musi zwrócić kapitał, choć w przypadku JST istnieje możliwość umorzenia 5 proc. kapitału. Dzięki pożyczkom JST mogą realizować cele zielonej transformacji, a jednocześnie mogą uwolnić środki na inne cele inwestycyjne.

Środki w ramach pożyczki wspierającej zieloną transformację miast to instrument, z którego mogą korzystać m.in. jednostki samorządu terytorialnego (JST) i spółki komunalne. Środki można przeznaczyć na przykład na inwestycje w tereny zielone czy termomodernizację oraz rozwój odnawialnych źródeł energii. Z danych BGK wynika, że w ramach programu pożyczek wspierających zieloną transformację miast w ciągu kilku miesięcy wpłynęło 240 wniosków od ponad 40 różnych podmiotów, a łączna wartość zgłoszonych projektów wynosi około 1 mld zł.

– Mamy nadzieję, że wkrótce tych podmiotów będzie zdecydowanie więcej. Mamy możliwość absorpcji dużej puli ze środków przewidzianych na ten rok. Uważamy, że jest to atrakcyjne narzędzie i zachęcamy do korzystania z niego – wskazuje Marta Postuła.

Wodociągi Kępińskie to pierwsza spółka komunalna, która podpisała umowę na pożyczki wspierające zieloną transformację miast. Dwa projekty opiewają na łączną kwotę prawie 8 mln zł.

 To rozbudowa systemów wodno-kanalizacyjnych, nowych sieci wodociągowych, nowych sieci kanalizacji sanitarnej i sieci kanalizacji deszczowej, ale również wymiana istniejących starych sieci ogólnospławnych na rozdzielenie na kanalizację sanitarną i deszczową – mówi Piotr Psikus, burmistrz miasta i gminy Kępno.

– Infrastruktura techniczna w Kępnie liczy ponad 100 lat. Rurociągi budowano w czasach komunistycznych z materiałów wątpliwej jakości, które się starzeją. Musimy na to reagować, wymieniać na nowe lub wsadzać tzw. rękawy, żeby naprawiać infrastrukturę bezwykopowo. W ślad za rosnącym zapotrzebowaniem na mieszkania budujemy nowe sieci wodociągowe i kanalizacyjne oraz modernizujemy te istniejące. Kolejny temat to proces nadzoru i modernizacji stacji uzdatnienia wody, żeby woda, którą produkujemy i rozsyłamy do mieszkańców, nadawała się do bezpośredniego spożycia – wyjaśnia Marek Misała, prezes Wodociągów Kępińskich.

Budowa sieci wodno-kanalizacyjnej grawitacyjnej i tłocznej wraz z przepompownią ma ruszyć pod koniec października br. Druga z podpisanych umów dotyczy inwestycji związanej z zagospodarowaniem wody – jej oszczędnością i eliminacją nieefektywnego wykorzystania.

– Wymiana starych wodomierzy na wodomierze ze zdalnym odczytem to projekt za ponad 3,2 mln zł i największe przedsięwzięcie, realizowane od kilku lat w Kępnie. Zaoszczędzimy środki związane z ręcznym odczytem, czyli z etatami, które będą mogły za to trafić na kolejne przedsięwzięcia inwestycyjne – wskazuje burmistrz Kępna.

 Dzięki systemowi zdalnego odczytu inkasent nie będzie chodził od mieszkania do mieszkania. Operator w dziale sprzedaży spółki, za pulpitem sterowniczym, za ekranem komputera, potrafi odczytać, ile wody w danym mieszkaniu klient zużywa, ile zrzuca ścieków – tłumaczy Marek Misała. – Potrafimy w ten sposób reagować też na ewentualne wycieki wody, z których lokator nawet może sobie nie zdawać sprawy. Operator może się cofnąć o miesiąc, dwa i na ewentualne skargi klientów na za duży rachunek potrafimy wskazać, że w danym okresie woda leciała w sposób ciągły. Pozwala to zaoszczędzić pieniądze mieszkańców, ale też ustrzec się przed ewentualnymi reklamacjami.

Jesienią Kępno ma złożyć do BGK kolejny wniosek. Miasto chce wybudować elektrociepłownię, która będzie pozyskiwać ciepło ze spalania śmieci.

– Oprocentowanie 1 proc. jest atrakcyjnym pieniądzem dla samorządu i spółek komunalnych i warto z tego skorzystać. Zachęcam wszystkich, żeby składać wnioski, my na pewno będziemy składać kolejne – zapowiada Piotr Psikus.

– Mamy nadzieję, że w najbliższych tygodniach będą dziesiątki kolejnych umów, a może i setki – mówi prof. Marta Postuła.

Umowę o pożyczkę można zawrzeć z BGK do 31 sierpnia 2026 roku. Do końca 2027 roku pożyczkobiorcy mają czas na wypłatę środków, a realizacja inwestycji musi się zakończyć najpóźniej do końca 2030 roku. Pożyczka może sfinansować także projekty rozpoczęte, a nawet zakończone, o ile ich realizacja nie rozpoczęła się przed 1 lutego 2020 roku.

„Raport o stanie polskich miast. Środowisko i adaptacja do zmian klimatu”, opracowany przez Obserwatorium Polityki Miejskiej IRMiR, wskazuje, że w miastach kumuluje się szereg zjawisk związanych z negatywnym oddziaływaniem człowieka na środowisko – zanieczyszczenie powietrza, zjawisko wysp ciepła, niedobór powierzchni biologicznie czynnych, które zapewniałyby odpowiednią retencję wód opadowych. Mieszkańców miast cechuje też na ogół wyższa konsumpcja, a co za tym idzie – większy ślad węglowy i większa ilość wytwarzanych odpadów. Przygotowanie miast na skutki zmian klimatycznych jest dziś centralnym zagadnieniem polityki miejskiej na każdym poziomie zarządzania. Obecnie niemal wszystkie miasta oczyszczają ścieki. Znacząco zmniejszyła się emisja zanieczyszczeń pochodzących z zakładów przemysłowych. Dynamicznie postępuje termomodernizacja, olbrzymi postęp nastąpił w zakresie rozwoju zbiorowego transportu niskoemisyjnego. Wciąż jednak jest dużo do zrobienia.


a

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/do-bgk-trafilo-juz-240,p2002592167

Firmy coraz odpowiedzialniej podchodzą do obrotu danymi i e-dokumentami. Rośnie popularność usług, które go zabezpieczają

0

W latach 2018–2023 zainteresowanie podpisem elektronicznym na polskim rynku zwiększyło się trzykrotnie – wynika z badań przeprowadzonych na zlecenie KIR i ZBP. Polscy przedsiębiorcy coraz powszechniej korzystają też z e-pieczęci, czyli kolejnego narzędzia do potwierdzania autentyczności  dokumentów elektronicznych. Rosnąca popularność tzw. usług zaufania wynika z faktu, że firmy aktywnie korzystające z rozwiązań cyfrowych są coraz bardziej świadome zagrożeń wyłudzeniami, oszustwami i atakami hakerskimi.

 Firmy kładą coraz większy nacisk na bezpieczeństwo dokumentów udostępnianych na zewnątrz czy wymienianych z klientami. Podpisując umowę, chcą mieć gwarancję, że ma ona rzeczywiście taką treść, jaka została uzgodniona między stronami. Z kolei wysyłając fakturę do klienta, chcą mieć pewność, że ten klient otrzymał właściwy dokument, a nie np. fakturę podstawioną przez hakerów – mówi agencji Newseria Biznes Elżbieta Włodarczyk, dyrektor Linii biznesowej podpis elektroniczny w KIR – firmie specjalizującej się m.in. w dostarczaniu usług zaufania.

Według badań przeprowadzonych przez Stuarta Madnicka z Massachusetts Institute of Technology na potrzeby raportu Apple’a w latach 2013–2022 liczba naruszeń danych wzrosła trzykrotnie, a tylko w 2023 roku łupem cyberprzestępców padło w sumie 2,6 mld informacji. W tym samym roku, jak wskazuje KPMG, w Polsce aż 66 proc. przedsiębiorstw zmagało się z problemami związanymi z bezpieczeństwem danych. Świadomość zagrożeń sprawia, że firmy coraz bardziej odpowiedzialnie podchodzą do kwestii obrotu danymi, cyberbezpieczeństwa i autoryzacji dokumentów.

– Żeby zabezpieczyć swoje dokumenty, firmy mogą wykorzystać podpis elektroniczny, pieczęć elektroniczną albo znakowanie czasem. To usługi zaufania, które pozwalają chronić dokumenty przed nieautoryzowanymi zmianami i dają odbiorcy możliwość zweryfikowania, kto jest autorem danego dokumentu. Przykładowo, jeżeli fakturę, którą wysyłamy do kontrahenta, opatrzymy pieczęcią elektroniczną, to odbiorca będzie miał pewność, z jakiej firmy czy instytucji ona pochodzi i czy rzeczywiście jest to faktura, którą powinien opłacić – wyjaśnia Elżbieta Włodarczyk.

Według danych przytaczanych przez KIR w latach 2018–2023 zainteresowanie podpisem elektronicznym na polskim rynku zwiększyło się trzykrotnie. E-podpis pozwala na digitalizację pracy i eliminację papieru z formalnej komunikacji, umożliwiając zredukowanie nawet o 75 proc. kosztów obsługi dokumentacji. Sygnowanie dokumentu elektronicznym podpisem kwalifikowanym jest równoważne ze złożeniem na nim odręcznego podpisu i ma taką samą wagę prawną. Można nim opatrzyć dowolny dokument, w tym np. umowy cywilnoprawne, sprawozdania finansowe przesyłane do Krajowego Rejestru Sądowego czy oferty przetargowe. E-podpis może być również wykorzystywany w kontaktach między osobami prywatnymi lub między osobą prywatną a firmą.

Nieco inaczej jest w przypadku kwalifikowanej pieczęci elektronicznej, czyli cyfrowego odpowiednika tradycyjnej pieczęci firmowej. W przeciwieństwie do podpisu elektronicznego e-pieczęć nie zawiera danych osobowych, ale wyłącznie dane podmiotu, m.in. nazwę rejestrową, identyfikator, np. NIP oraz adres. E-pieczęć przeznaczona jest dla firm i instytucji, które chcą mieć pewność, że w obiegu znajdują się tylko autoryzowane przez nie dokumenty, z gwarancją źródła pochodzenia. Za pomocą e-pieczęci można sygnować praktycznie wszystkie dokumenty wymieniane z urzędami i kontrahentami, w tym m.in. regulaminy, e-faktury, dokumenty księgowe, zaświadczenia i sprawozdania, a także potwierdzać odbiory i nadania oficjalnej korespondencji. Co ważne, e-pieczęć będzie również wspierać wdrożenie regulacji dotyczących KSeF, czyli Krajowego Systemu e-faktur, który docelowo będzie dla przedsiębiorców obligatoryjny.

– E-pieczęć funkcjonuje już od 2016 roku, kiedy zostało wdrożone unijne rozporządzenie umożliwiające wykorzystanie tego narzędzia do zabezpieczenia dokumentów elektronicznych – mówi dyrektor Linii biznesowej podpis elektroniczny w KIR. – Zastosowanie e-pieczęci jest bardzo proste. Użytkownik może wybrać pieczęć elektroniczną zapisaną na karcie kryptograficznej – wówczas wkłada kartę do czytnika, podaje PIN i pieczęć jest generowana automatycznie na dokumencie. Natomiast drugą opcją jest wykorzystanie pieczęci mobilnej – wtedy użytkownik nie potrzebuje żadnego fizycznego nośnika, wykorzystuje jedynie aplikację mobilną na telefonie, która generuje kody zabezpieczające dostęp do danych niezbędnych do złożenia pieczęci.

Kwalifikowana pieczęć mobilna to nowe narzędzie, które działa na dowolnym urządzeniu, jak laptop czy smartfon, bez potrzeby korzystania z czytników, kart i dodatkowego oprogramowania. KIR udostępnia je w sposób całkowicie zdalny na portalu mSzafir.pl (do każdej e-pieczęci dołączany jest kwalifikowany znacznik czasu) i w aplikacji mobilnej mSzafir. Przedsiębiorcy mogą wybrać wariant z terminem ważności wynoszącym rok lub dwa lata i z optymalnym dla siebie pakietem: od 500 do 100 tys. sztuk pieczęci.

– Zarówno pieczęć, jak i podpis elektroniczny są bezkonkurencyjne, jeśli chodzi o zapewnienie autentyczności dokumentów elektronicznych. Trudno sobie wyobrazić rozwiązanie, które byłoby równie wygodne, a przy tym bezpieczne – dodaje Robert Podpłoński, radca prawny w Departamencie Prawnym w KIR. – Oba te narzędzia są uregulowane prawnie i mają powszechne zastosowanie. Zabezpieczenie dokumentów elektronicznych e-pieczęcią lub e-podpisem zapewnia im odpowiednią moc prawną zarówno w obiegu, jak i podczas ich przechowywania i archiwizacji. Mobilne wersje obu narzędzi – pieczęci i podpisu – to dalsze ułatwienie. Żeby dokonać potwierdzenia autentyczności i integralności dokumentów elektronicznych, nie potrzebujemy karty i czytnika, wystarczy telefon z dostępem do internetu.

Ekspert KIR podkreśla, że elektroniczny podpis kwalifikowany jest narzędziem uregulowanym prawnie od początku lat dwutysięcznych, więc jego zastosowanie ma prawie 25-letni staż. Z kolei pojęcie i regulacje dotyczące e-pieczęci zostały wprowadzone w 2014 roku, w unijnym rozporządzeniu eIDAS (ang. Electronic Identification, Authentication and Trust Services).

– Ranga tej regulacji jest nadrzędna w stosunku do polskiej ustawy. Dzięki temu e-podpis i e-pieczęć to narzędzia używane i honorowane w całej Unii Europejskiej. Mogą być stosowane na takich samych zasadach w Polsce i za granicą, co znacznie ułatwia prowadzenie międzynarodowych relacji biznesowych – mówi Robert Podpłoński.

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/firmy-coraz,p1108765723

Nowa unijna regulacja ma zapobiec wylesianiu i degradacji lasów. Obejmie ok. 120 tys. firm w Polsce, które będą musiały spełnić restrykcyjne wymogi

0

Od 30 grudnia tego roku zacznie w Polsce obowiązywać unijne rozporządzenie EUDR. Firmy, które zostaną nim objęte, będą musiały wykazać, że ich produkty – jak soja, wołowina, kawa, kakao, a przede wszystkim drewno i wyroby zawierające jego składniki, np. papier i tektura – pochodzą z legalnego źródła i nie są powiązane z obszarami, które zostały wylesione lub zdegradowane po 31 grudnia 2020 roku. – EUDR to przełomowe rozporządzenie, które może realnie ograniczyć wpływ konsumpcji w UE na wylesianie i degradację światowych lasów – podkreśla Michał Kotarski z FSC. Na wdrożenie nowych wymogów biznes ma nieco ponad cztery miesiące. Przygotowuje się do tego również branża przetwórstwa papieru i tektury, która pozyskuje swój surowiec w ponad 80 proc. z recyklingu.

 UE chce walczyć z wylesianiem i degradacją lasów, a dokumentem, który określa jej podejście do tego wyzwania, jest unijna Strategia Leśna, będąca częścią Europejskiego Zielonego Ładu. Kładzie ona nacisk na ochronę lasów pierwotnych i starodrzewów w krajach Unii. Przy tym promuje praktyki gospodarki leśnej, które są najbardziej przyjazne dla klimatu i różnorodności biologicznej. Jednym z działań UE na rzecz ochrony lasów jest również EUDR, czyli unijne rozporządzenie przeciwko wylesianiu – mówi agencji Newseria Biznes Michał Kotarski, menedżer ds. rozwoju rynku i komunikacji Forest Stewardship Council (FSC).

Nowa regulacja weszła w życie pod koniec czerwca 2023 roku. W Polsce i innych krajach członkowskich UE zacznie obowiązywać 30 grudnia br. w przypadku dużych firm, natomiast małe i średnie przedsiębiorstwa będą mieć czas na dostosowanie się do nowych przepisów do 30 czerwca 2025 roku. Jednak konsekwencje wprowadzenia EUDR będą odczuwalne na całym świecie.

Rozporządzenie zakazuje wprowadzania na rynek UE lub wywożenia z niego produktów z siedmiu grup, które nie spełniają wymogów legalności i zrównoważonego rozwoju. W praktyce oznacza to, że firmy będą zobowiązane dochować należytej staranności, aby zapewnić, że pozyskiwane przez nie produkty – takie jak olej palmowy, soja, kakao, kawa, bydło i kauczuk, a przede wszystkim drewno i wyroby zawierające jego składniki, m.in. płyta, sklejka, tektura, makulatura czy papier – są legalne i nie są powiązane z obszarami, które zostały wylesione lub zdegradowane (po 31 grudnia 2020 roku). Jeśli firma produkuje lub handluje takimi produktami, będzie zobowiązana dostarczyć dowody na to, że jej łańcuch dostaw jest zgodny z wymogami EUDR.

– Według szacunków rządu w Polsce to rozporządzenie może objąć nawet 120 tys. firm, które będą musiały m.in. wskazać dokładne współrzędne geograficzne działki, z której pochodzi produkt, a także wykazać, że został on wytworzony zgodnie z prawem kraju pochodzenia. Dodatkowe obowiązki obejmują również dochowanie należytej staranności, m.in. w kontekście oceny i łagodzenia ryzyka związanego z wylesianiem – mówi ekspert.

– W niektórych krajach i regionach świata wciąż mamy problem z wylesianiem, degradacją systemów leśnych i nieodpowiedzialnym zarządzaniem zasobami. Dlatego dla przedsiębiorstw ważne jest, aby współpracować z firmami, które reprezentują zrównoważone podejście do gospodarki leśnej – mówi Michał Zawistowski, dyrektor zarządzający DS Smith Polska. – Przedsiębiorstwa działające w sposób odpowiedzialny i zrównoważony wprowadzają lepsze praktyki zaopatrzenia do łańcuchów dostaw, zapobiegając tym samym degradacji naturalnych ekosystemów leśnych.

Jak wskazuje, branża przetwórstwa papieru i tektury korzysta głównie z surowca pochodzącego z recyklingu. Przytacza dane Europejskiej Federacji Producentów Tektury Falistej, zgodnie z którymi ponad 80 proc. papieru i opakowań tekturowych w Europie jest poddawanych recyklingowi, a proces ich produkcji jest z założenia zgodny z zasadami gospodarki obiegu zamkniętego.

 Certyfikacja gospodarki leśnej pomaga chronić lasy i ludzi z nimi związanych – podkreśla Michał Kotarski. – Dzięki certyfikacji zarządca lasu zyskuje potwierdzenie przez niezależną stronę trzecią, że pozyskuje drewno z poszanowaniem środowiska, a także praw pracowniczych czy praw lokalnej społeczności. Zwiększa też transparentność praktyk leśnych, bo raporty z audytów FSC są dostępne publicznie, a w takim audycie każdy może wziąć udział. Dzięki temu my, konsumenci, kupując produkt certyfikowany FSC, możemy mieć pewność, że przyczyniamy się do ochrony lasów i osób z nimi związanych.

Forest Stewardship Council wskazuje, że chociaż systemy certyfikacji mogą pomóc w spełnieniu nowych wymogów rozporządzenia EUDR, to nie zwalniają automatycznie przedsiębiorstw z wynikających z niego obowiązków.

– Przygotowanie do realizowania strategii EUDR zaczęliśmy już ponad dwa lata temu, kiedy w ramach DS Smith powstała grupa robocza dedykowana tematom związanym z wylesianiem – podkreśla Michał Zawistowski. – W ramach tej dyrektywy istotne dla naszej firmy i producentów tektury falistej jest pozyskiwanie w stu procentach papieru z recyklingu lub papieru pochodzącego z certyfikowanych źródeł. Równocześnie zagwarantowanie w stu procentach, że uprawy leśne należące do DS Smith są prowadzone zgodnie z założeniami zrównoważonego rozwoju oraz zapewnienie, że wszystkie produkty opakowaniowe mają certyfikację FSC.

– W naszym rozumieniu konieczne jest takie zarządzanie ekosystemami leśnymi, które godzi trzy główne funkcje lasów, czyli przyrodniczą, społeczną i gospodarczą. Kluczowe jest w tym pogodzenie celów ochrony środowiska z interesami lokalnych społeczności, ale także interesami przemysłu drzewnego – mówi ekspert FSC.

W UE znajduje się około 5 proc. całkowitej powierzchni lasów na świecie. Lasy stanowią również ok. 43 proc. powierzchni lądowej UE (co oznacza, że zajmują odsetek nieco większy niż grunty wykorzystywane na potrzeby rolnictwa), a w skali całego świata są siedliskiem dla ok. 80 proc. lądowych gatunków zwierząt i roślin.

– Lasy są dla nas bardzo ważne z bardzo wielu powodów. Dostarczają zarówno surowca drzewnego, jak i innych pożytków, ale coraz ważniejsza staje się ich funkcja ekosystemowa, czyli usługi, których dostarczają nam lasy i których nie da się tak prosto przeliczyć na pieniądze, nie da się ich pomierzyć ani sprzedać. Lasy dostarczają nam czyste powietrze, retencjonują wodę, dostarczają wrażeń estetycznych i zapewniają różnorodność biologiczną, która w globalnej skali jest coraz bardziej zagrożona. Właściwie można zaryzykować twierdzenie, że jeżeli doprowadzimy do zagłady lasów, to skończy się też nasza cywilizacja – podkreśla dr hab. Krzysztof Świerkosz, profesor UWr, ekspert Muzeum Przyrodniczego Uniwersytetu Wrocławskiego i Państwowej Rady Ochrony Przyrody.

Tymczasem według sprawozdania Europejskiej Agencji Środowiska („Środowisko Europy 2020. Stan i prognozy”) Europa doświadczyła ostatnimi laty ogromnego spadku bioróżnorodności. Międzyrządowy Zespół ds. Zmian Klimatu (IPCC) podkreśla również, że wylesianie jest jedną z głównych przyczyn kryzysu klimatycznego, a powstrzymanie tego procesu i regeneracja ekosystemów leśnych to jedne z najskuteczniejszych sposobów ograniczenia emisji CO2, a tym samym walki ze zmianą klimatu.

– Nie mamy w tej chwili jasnych odpowiedzi, co będzie się działo z lasami w przyszłości i jak nimi gospodarować, zarządzać, żeby w jak najlepszy sposób spełniały potrzebne nam funkcje na różnych poziomach, czyli jednocześnie, żeby produkowały drewno, jak i dostarczały nam usług ekosystemowych wynikających z funkcjonowania i trwania tych lasów w przestrzeni – mówi przyrodnik.

Jak podkreśla ekspert, coraz częściej dyskusja dotyczy przyszłości gospodarowania lasami. Jedna z koncepcji opiera się na tym, że gospodarka leśna, prowadzona od przynajmniej 150 lat, powinna być kontynuowana, mając na celu zrównoważone gospodarowanie. Druga opcja zakłada, że nie da się pogodzić funkcji produkcyjnych i pozaprodukcyjnych w jednym fragmencie lasu, więc część lasów powinna zostać wyłączona z gospodarki leśnej, szczególnie w kontekście zachodzących zmian klimatycznych, przy których dawne sposoby gospodarowania mogą się okazać nieprzydatne.

– W pewnym momencie pojawi się problem z pogodzeniem potrzeb i oczekiwań przemysłu drzewnego czy innych branż korzystających z drewna, ponieważ tego surowca będzie po prostu coraz mniej – podkreśla prof. Krzysztof Świerkosz. – I to jest przyszłość, na którą już dziś powinniśmy się przygotować.

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/nowa-unijna-regulacja-ma,p302069095

Rosnące inwestycje firm napędzają rynek leasingu. Za trzy czwarte finansowania odpowiada segment samochodów

0

W I połowie roku firmy leasingowe udzieliły finansowania na kwotę 54,2 mld zł – wynika z podsumowania Związku Polskiego Leasingu. Ponad 10-proc. dynamika pozwoli również w tym roku przekroczyć wartość 100 mld zł, co po raz pierwszy udało się w ubiegłym roku. W strukturze finansowania zdecydowanie dominuje segment pojazdów. Ta część rynku wzrosła w I półroczu o 17,2 proc. Jeszcze szybszą dynamikę – 24 proc. – odnotowała spółka Santander Leasing, która w w tym okresie sfinansowała inwestycje o rekordowej wartości ponad 4,2 mld zł.

– Pierwsze półrocze 2024 roku, jeśli chodzi o nastroje i inwestycje firm, wypadają naprawdę nieźle. Z pewnymi obawami wchodziliśmy w ten rok, natomiast w samym Santander Leasing mamy prawie 13 proc. dynamiki rok do roku i myślimy, że na rynku leasingowym będzie podobnie. To są dobre odczyty, które pokazują, że polscy przedsiębiorcy cały czas realizują inwestycje – ocenia w rozmowie z agencją Newseria Biznes Mariusz Włodarczyk, dyrektor zarządzający Santander Leasing.

Jak wskazuje ZPL, wartość sfinansowanych przez branżę inwestycji – 54,2 mld zł – była o 13,5 proc. wyższa w porównaniu z I połową 2023 roku. To zarówno leasing, jak i pożyczka leasingowa. Transakcje leasingowe zdecydowanie dominują wśród zawieranych kontraktów. Ich wartość wyniosła 47,8 mld zł – po skoku o 14,5 proc.

– Na poprawę nastrojów w gospodarce na pewno bardzo dobrze wpływa popyt wewnętrzny, czyli inwestycje krajowe. Bardzo dobrze trzyma się rynek samochodów, a rynek maszyn i urządzeń notuje dynamikę około zera, więc mogłoby być lepiej. Dla poprawy nastrojów pozytywne jest uspokojenie kwestii inflacyjnych i sytuacji na stopach procentowych. Do inwestycji zachęcają też pozytywne sygnały dotyczące uruchomienia środków z programów KPO – podkreśla Mariusz Włodarczyk.

W pierwszej połowie 2024 roku Santander Leasing sfinansował inwestycje o wartości ponad 4,2 mld zł. Największy wzrost na rekordowe inwestycje miał segment pojazdów. Spółka w I półroczu sfinansowała dla przedsiębiorców pojazdy o łącznej wartości ponad 2,7 mld zł, z dynamiką roczną na poziomie 24,3 proc. Dwucyfrowe wzrosty dotyczyły wartości finansowania kategorii pojazdów lekkich, czyli osobowych i dostawczych do 3,5 t – w I połowie roku segment ten wzrósł o 34,9 proc. r/r, do wartości ponad 1,7 mld zł, w tym finansowanie pojazdów hybrydowych zwiększyło się o ponad 51 proc., a elektrycznych o ponad 46 proc. Z danych Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego wynika, że w I półroczu 2024 roku w Polsce zostało zarejestrowanych w sumie prawie 9 tys. osobowych aut elektrycznych (pierwsze rejestracje nowych pojazdów). Większość z nich to rejestracje nowych aut na firmy (7,6 tys.), a leasing oraz wynajem odpowiadały za 74 proc. nowych rejestracji właśnie na firmy.

– Warto zwrócić uwagę na samochody ekologiczne, nisko- lub zeroemisyjne, bo ta dynamika to jest prawie 50 proc. rok do roku. Oczywiście chcielibyśmy, żeby było jeszcze więcej, ale to już jest dobry wynik – ocenia dyrektor zarządzający Santander Leasing.

Na całym rynku leasing pojazdów osiągnął wartość 39,9 mld zł, po wzroście o 17,2 proc. Przy czym finansowanie pojazdów lekkich wzrosło o 32 proc. (29,7 mld zł), a ciężkich spadło o 14 proc. (9,6 mld zł).

Od trzech kwartałów finansowanie pojazdów ciężkich jest na wyraźnym minusie. Nie pomaga tu stagnacja gospodarcza w strefie euro i hamujący eksport. Do tego branża transportowa zmaga się z wieloma wyzwaniami, co ma wpływ na inwestycje firm transportowych w nowe pojazdy. Liczymy jednak, że wraz z odbiciem eksportu nastroje w branży transportowej poprawią się i wzrośnie zapotrzebowanie na ciężkie środki transportu drogowego – komentuje w informacji prasowej Monika Constant, prezeska Związku Polskiego Leasingu.

W Santander Leasing łączna wartość inwestycji w segmencie pojazdów ciężarowych wyniosła ponad 430 mln zł (ponad 21 proc. wzrost r/r), w tym pojazdy do 3,5 t to 270 mln zł (+18 proc.), a pojazdy powyżej 3,5 t – 158 mln zł (+27,9 proc.).

 Przyrosty w transporcie ciężkim około 20 proc. rok do roku to jest bardzo dobra dynamika, biorąc pod uwagę pewne perturbacje, z którymi branża się boryka, zresztą nie od dziś. Jesteśmy więc zadowoleni z wyników – wskazuje Mariusz Włodarczyk.

Nieco słabiej w spółce wyglądają wyniki finansowania segmentu maszyn i urządzeń. W I połowie 2024 roku finansowanie wyniosło 1,4 mld zł, co oznacza 2-proc. spadek rok do roku. Na ten wynik wpłynął m.in. spadek w finansowaniu rolnictwa (-7,8 proc.) do poziomu nieco ponad 546 mln zł. Wzrosły natomiast inwestycje w sektorze maszyn budowlanych (+23,9 proc. r/r), maszyn poligraficznych (+8,9 proc. r/r), maszyn dla przemysłu spożywczego (+6,7 proc.), sprzętu medycznego (+38,5 proc. r/r) oraz sprzętu gastronomicznego (+16,1 proc. r/r).

 Rynek agro jest trudny, ale wierzymy, że nowe produkty, ale też uspokojenie sytuacji w samej branży powinno dawać impuls do rozwoju. Z kolei sektor budowlany, spożywczy, a zwłaszcza sektor medyczny są bardzo mocne i notują kilkunasto-, a nawet kilkudziesięcioprocentowe wzrosty. Uważamy, że druga połowa roku pozwoli utrzymać tę tendencję – mówi ekspert Santander Leasing.

Na całym rynku leasingu kategoria maszyn i urządzeń zanotowała wzrost o 5 proc. r/r, do wartości 12,6 mld zł. Dziś odpowiada ona za niecałą jedną czwartą finansowanych inwestycji.

Prognozy w zakresie wzrostu polskiego PKB (Komisja Europejska szacuje, że w całym 2024 roku będzie to 2,8 proc., w 2025 roku – 3,4 proc.) oraz oczekiwane przez polskie firmy zamówienia płynące z Europy powinny napędzić rynek leasingu w następnych miesiącach. ZPL ocenia, że dynamika inwestycji w gospodarce ma być wprawdzie niższa w ubiegłym roku, ale w znacznie większym stopniu oparta na inwestycjach prywatnych, w tym inwestycjach sektora MŚP, który jest głównym klientem firm leasingowych. Dlatego też w całym roku wzrost rynku szacowany jest na ok. 12 proc., a jego wartość powinna przekroczyć 115 mld zł.

 Oczywiście jest kilka czynników, które będą miały na to wpływ. Mamy nadzieję, że utrzyma się dobry popyt wewnętrzny, wyzwaniem jest sytuacja gospodarcza w strefie euro i silny złoty. Mamy wyzwania makro, czyli sytuacja w Ukrainie, wybory w Stanach Zjednoczonych, zobaczymy, w jaki sposób to wpłynie na nasz rynek. Ale z drugiej strony mamy też dużo środków z KPO, które będą coraz bardziej wykorzystywane. Te wszystkie czynniki powinny się złożyć na dobry wynik na koniec roku – ocenia Mariusz Włodarczyk.

ZPL podkreśla, że pozytywnie na branżę powinna wpłynąć deregulacja, czyli dopuszczenie formy dokumentowej dla zawarcia umowy leasingu, dzięki czemu finansowanie zewnętrzne stanie się dla przedsiębiorcy wygodniejsze. Takie udogodnienie dla klientów firm leasingowych znalazło się w pierwszym pakiecie deregulacyjnym przygotowanym przez resort rozwoju i technologii. Branża liczy także na włączenie leasingu do finansowania e-rowerów w ramach programu „Mój rower elektryczny”.

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/rosnace-inwestycje-firm,p1946690215

Zmiany w ustawie wiatrakowej przełożą się na dodatkowe wpływy do budżetów gmin. Do 2030 roku sięgnąć mogą one 935 mln zł

0

Nowelizacja ustawy wiatrakowej, a szczególnie zmniejszenie wymaganej odległości farm od zabudowań, może zwiększyć potencjał polskiej energetyki wiatrowej do 2040 roku nawet dwukrotnie. Przychody z podatków od takich instalacji mogą wynieść w każdej z gmin nawet kilka milionów złotych rocznie. Na turbinach wiatrowych w gminie zyskają również sami mieszkańcy, ponieważ 10 proc. łącznej mocy zainstalowanej będzie możliwe do objęcia przez mieszkańców na zasadzie tzw. wirtualnego prosumenta. – Wokół energetyki wiatrowej krąży jednak wiele mitów. Konieczna jest edukacja społeczeństwa – podkreśla Anna Kosińska z Res Global Investment.

Projekt zmian w ustawie o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych ma zostać przyjęty przez rząd jeszcze w tym kwartale. Zmniejszenie odległości turbin wiatrowych z 700 do 500 m od zabudowań mieszkalnych pomoże odblokować potencjał polskiej energetyki wiatrowej. Polskie Stowarzyszenie Energetyki Wiatrowej (PSEW) ocenia, że dzięki temu zwiększy się on nawet dwukrotnie, do poziomu 41,1 GW, do 2040 roku. 

– Korzyści z farm wiatrowych to nie tylko korzyści dla inwestora, ale również dla samej gminy. Przede wszystkim jest to znaczący wpływ z podatków od nieruchomości – wskazuje w rozmowie z agencją Newseria Biznes Anna Kosińska, członek zarządu Res Global Investment. – To stały przychód, w związku z czym gmina może sobie bardzo dobrze zaplanować cały proces zarządzania budżetem. Środki mogą zostać przeznaczone na lokalne potrzeby mieszkańców, takie jak np. modernizacja i budowa dróg oraz chodników, wsparcie dla szkół, przedszkoli i seniorów, jak również na rozwój sportu, kultury czy lokalnego transportu.

Konfederacja Lewiatan ocenia, że lądowe farmy wiatrowe już obecnie są źródłem poważnych przychodów wszystkich gmin, na terenie których są zlokalizowane. Wpływ do gminnego budżetu z podatku od nieruchomości wynosi rocznie od 60 do 150 tys. zł od jednej tylko turbiny. Gmina Margonin, na terenie której znajduje się największa w Polsce farma 60 wiatraków, co roku z tego tytułu otrzymuje 6 mln zł. Według Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej gminy, w których powstają elektrownie wiatrowe, otrzymują stałe źródło dochodu na ponad 20 lat.

Organizacje pozarządowe, samorządy i branżowe stowarzyszenia, które zaapelowały w lipcu do premiera Donalda Tuska o przyjęcie nowych regulacji, oceniają, że odblokowanie potencjału wiatru na lądzie – w najlepszym scenariuszu rozwoju – może przynieść od 490 do 935 mln zł dodatkowych wpływów do samorządów do 2030 roku.

– Kolejny plus to nowe miejsca pracy. Obecnie na rynku prowadzone są już specjalistyczne kursy, które zarówno szkolą, jak również przekwalifikowują ludzi do pracy przy turbinach wiatrowych. Mogą to być serwisanci, technicy oraz inne zawody, które pracują w ramach energetyki wiatrowej – mówi ekspertka. – Tutaj zatrudnienie może znaleźć lokalna młodzież po studiach, ludzie, którzy stracili pracę lub chcą ją z jakiegoś powodu zmienić, a zatem, dzięki energetyce wiatrowej, otwierają się nowe możliwości zawodowe.

PSEW szacuje, że w Polsce przy budowie i eksploatacji elektrowni wiatrowych na lądzie jest zatrudnionych bezpośrednio około 10 tys. pracowników. Licząc łącznie z sektorami powiązanymi na rzecz branży, jest ich niemal dwukrotnie więcej. Autorzy apelu „Uwolnijmy potęgę polskiego wiatru” oceniają, że odblokowanie potencjału wiatru na lądzie może oznaczać 100 tys. dodatkowych miejsc pracy.

– Gmina, która posiada farmy wiatrowe, jest również bardzo atrakcyjna pod kątem inwestycji, a gdy pojawia się nowy kapitał, tym samym pojawiają się kolejne wpływy do budżetu gminy. Korzyści mogą również czerpać mieszkańcy, którzy wydzierżawią swoją ziemię pod turbiny wiatrowe. Sama część stała turbiny zajmuje stosunkowo niewielką powierzchnię. Do tego dochodzą jeszcze tylko m.in. drogi dojazdowe, zatem właściciel gruntu ma nie tylko stały pasywny przychód, ale również może nadal w dużym stopniu wykorzystać grunt pod uprawę czy wypas zwierząt – tłumaczy Anna Kosińska.

Dodatkową korzyścią jest obowiązek oferowania przez inwestorów 10 proc. mocy do dyspozycji mieszkańców gminy, w której postawią wiatrak.

Z badań CBOS wynika, że zdecydowana większość Polaków (83 proc.) popiera rozwój lądowej energetyki wiatrowej. Farmę wiatrową w okolicy miejsca zamieszkania zaakceptowałoby ponad dwie trzecie badanych (68 proc.), natomiast co piąta osoba sprzeciwiłaby się jej budowie. Przez niespełna dwa lata poziom aprobaty obecności turbin wiatrowych w pobliżu miejsca zamieszkania nieco się zwiększył (o 5 pkt proc.). Lokalizacji farmy wiatrowej w pobliżu swojego miejsca zamieszkania sprzeciwiłoby się 14 proc. spośród osób popierających rozwój lądowej energetyki wiatrowej.

– Społeczeństwo jest w dużym stopniu niedoinformowane, a jeżeli czegoś nie wiemy, to boimy się tego zdecydowanie bardziej. Nadal krąży wiele mitów, które są niestety absurdalne. W jednej z gmin, gdzie powstały wiatraki, ludzie pytali, czy krowy będą dawać nadal białe mleko – mówi przedstawicielka Res Global Investment. – Światowa Organizacja Zdrowia wydała oświadczenie, że farmy wiatrowe nie emitują żadnych szkodliwych środków ani substancji do środowiska, w przeciwieństwie do tradycyjnych paliw, które mogą powodować np. choroby układu oddechowego. W przypadku turbin wiatrowych mamy całkowicie bezemisyjną technologię.

Przeciwnicy turbin wiatrowych często wskazują, że wiatraki są szkodliwe dla zdrowia, a powodowany przez nie hałas może być uciążliwy dla mieszkańców. Nie ma na to jednak żadnych dowodów. Polska Akademia Nauk w opracowaniu „Elektrownie wiatrowe w środowisku człowieka” z 2022 roku wskazuje, że nie ma jednoznacznych dowodów na to, by hałas, w tym infradźwięki, których źródłem są elektrownie wiatrowe, wywierał negatywny wpływ na zdrowie lub samopoczucie człowieka. Nie ma również zagrożenia dla zdrowia ludzkiego w przypadku oddziaływań elektromagnetycznych i wibracyjnych przy zachowaniu podstawowych środków ostrożności.

Słyszalność dźwięku wydawanego przez turbinę wiatrową umiejscowioną w minimalnej dopuszczalnej obecnie odległości, tj. 700 m, wynosi poniżej 35 dB. To poziom porównywalny do tykania zegara. Lodówka emituje dźwięki na poziomie ok 45 dB, a zwykła rozmowa to aż 60 dB. Poziom słyszalności takiego wiatraka z 700 m jest praktycznie znikomy i nie odbiega od dźwięków z naszego najbliższego otoczenia, do których jesteśmy przyzwyczajeni – podkreśla Anna Kosińska.

Z raportu PAN wynika, że w odległości ok. 85 m od turbiny wiatrowej poziom hałasu wynosi blisko 50 dB, co odpowiada normom dla dopuszczalnych poziomów hałasu na terenach zabudowy mieszkaniowej. W odległości 500 m od elektrowni wiatrowej hałas jest mniejszy niż 40 dB. Taki poziom nie powoduje negatywnych skutków zdrowotnych.

Innym mitem jest szkodliwość turbin wiatrowych dla środowiska, negatywnego oddziaływania na owady czy ptaki.

– Istnieją amerykańskie badania, które mówią o tym, że 59 proc. ptaków ginie o szyby budynków, ale tym się ludzie nie martwią. W przypadku turbin to jest tylko ok. 0,01 proc. Niemniej stosuje się dodatkowe zabezpieczenia, systemy odstraszające, jaskrawy kolor łopat itd., które mają zniwelować te wypadki praktycznie do zera – wyjaśnia ekspertka. – Jeszcze raz podkreślam, że konieczne jest propagowanie wiedzy na temat energetyki wiatrowej, dzięki czemu społeczeństwo może zrozumie, jak wiele korzyści daje ta forma wytwarzania energii.

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/zmiany-w-ustawie,p467335740

Polskie firmy z szansą na zdobycie azjatyckich rynków. Mogą otrzymać wsparcie na promocję podczas Expo 2025 w Osace

0

W 2025 roku w japońskiej Osace odbędzie się Wystawa Światowa Expo 2025. Udział w niej, a także towarzyszących imprezie wydarzeniach i targach to dla polskich firm szansa na wzrost rozpoznawalności swoich marek za granicą, a w konsekwencji na rozwój ich potencjału eksportowego. Expo 2025 będzie się koncentrowało na innowacjach służących zrównoważonemu rozwojowi. PARP, który jest partnerem wydarzenia w Polsce, do 26 września br. czeka na wnioski firm zainteresowanych udziałem w wydarzeniu i ekspansją na azjatyckie rynki. W ramach programu mogą one otrzymać wsparcie na udział w targach, na misje wyjazdowe i kampanie promocyjne przed i po zakończeniu Expo. Nabór finansowany jest z Funduszy Europejskich dla Nowoczesnej Gospodarki 20212027.

Światowa Wystawa Expo 2025 odbędzie się między 13 kwietnia a 13 października 2025 roku pod hasłem „Projektowanie przyszłego społeczeństwa dla naszego życia”. Wydarzenie będzie miało miejsce na sztucznej wyspie Yumeshima (jap. Wyspa marzeń) na wodach zatoki Osaka w regionie Kansai. To unikalny przykład inżynierii, stworzony specjalnie dla celów wystawienniczych i rekreacyjnych. Trafią tam jedne z najbardziej zaawansowanych technologicznie i kreatywnych projektów z całego świata. Organizatorzy przewidują udział 170 uczestników ze 161 krajów i regionów oraz dziewięciu organizacji międzynarodowych. Spodziewana liczba gości to 28 mln osób.

 Wystawa Światowa Expo 2025 Osaka w Japonii to największe wydarzenie, które łączy ze sobą świat kultury, biznesu i nauki. W tym wydarzeniu mogą brać udział wszystkie firmy i kraje, którym na sercu leży dążenie do zrównoważonego rozwoju, gdyż jednym z celów wystawy w Osace jest pokazanie dążenia wszystkich krajów do osiągnięcia 169 celów zrównoważonego rozwoju, tzw. SDGs-ów – mówi agencji informacyjnej Newseria Biznes Izabela Fiszer, zastępczyni dyrektora Departamentu Internacjonalizacji Przedsiębiorstw w Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości. – Główne cele obecności Polski na Wystawie Światowej Expo w Osace to intensyfikacja stosunków kulturalnych i gospodarczych między Polską a Japonią, zwiększenie napływu turystów z Japonii do Polski, jak również zainteresowanie inwestorów z tamtego rynku polskimi przedsiębiorstwami, polskimi inicjatywami.

W założeniach program polskiej promocji gospodarczej na tej imprezie został zbudowany wokół sektorów i branż polskiej gospodarki uznanych w kontekście stosunków z Japonią oraz krajami regionu Azji Południowo-Wschodniej za najbardziej rozwojowe. To m.in. sektor medyczny i farmaceutyczny, gamingowy, rolno-spożywczy, IT/fintech oraz sektor kosmetyczny i zielonych technologii. W ramach działania „Promocja marki innowacyjnych MŚP” zostały jeszcze dodatkowo wybrane trzy perspektywiczne sektory, które mogą liczyć na wsparcie. To budowa i wykańczanie budowli, sektor pojazdów szynowych oraz elektroniki, fotoniki i mikroelektroniki. Program oferuje dofinansowanie do 50 proc. kosztów kwalifikowanych, a całkowity budżet na ten cel wynosi 25 mln zł. Nie ma minimalnej ani maksymalnej wartości kosztów kwalifikowanych.

– Polska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości, w ramach działania „Promocja marki innowacyjnych MŚP”, w związku z naborem do konkursu dedykowanego Wystawie Światowej Expo przygotowała działania promocyjne, które mogą być realizowane nie tylko na rynku japońskim, ale również na terenie Korei Południowej, Indonezji, Filipin czy jeszcze kilku innych państw regionu – wskazuje Izabela Fiszer. – Dofinansowaniem są objęte działania promocyjne, takie jak organizacja stoisk wystawowych na 39 targach wskazanych w programie promocji na terenie tych krajów. W ramach działań promocyjnych można również uzyskać wsparcie na wyjazdową misję gospodarczą czy kampanie promocyjne na tych rynkach.

Otrzymane dofinansowanie można przeznaczyć na udział wnioskodawcy w charakterze wystawcy w  wydarzeniach targowych, wyjazdowe misje gospodarcze w celu odbycia spotkań z potencjalnymi kontrahentami, połączone z udziałem wnioskodawcy w wydarzeniach targowych, seminariach, konferencjach branżowych w czasie trwania misji odbywających się na rynkach docelowych; kampanie promocyjne ukierunkowane na rynki docelowe, misję wyjazdową na Polsko-Japońskie Forum Eksportowe (w maju 2025 roku) lub na Polsko-Japońskie Forum Inwestycyjne (we wrześniu 2025 roku).

– Program „Promocja marki innowacyjnych MŚP” jest skierowany do mikro-, małych i średnich przedsiębiorstw, które posiadają markę produktową i są w stanie to udokumentować, prowadzą działalność gospodarczą zarejestrowaną na terenie Rzeczypospolitej Polskiej i nie jest to działalność wykluczona, przede wszystkim w zakresie wytwarzania broni, wyrobów tytoniowych czy różnego rodzaju środków odurzających powszechnie uznawanych za szkodliwe – zaznacza zastępczyni dyrektora Departamentu Internacjonalizacji Przedsiębiorstw w Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości. – Przedsiębiorca, który zechce realizować swój projekt na tych rynkach, musi być oczywiście zainteresowany tym regionem, co będzie badane na etapie oceny w oparciu o informacje we wniosku o dofinansowanie. Po prostu firma musi udowodnić na podstawie swojej strategii biznesowej, że rynek Azji Południowo-Wschodniej, w tym Japonia czy Korea, są przedmiotem jego zainteresowania.

Jak podkreśla, dla polskich firm może to być bardzo atrakcyjny kierunek ekspansji. Jednym z argumentów jest chłonny rynek japoński ze 125 mln konsumentów.

Po drugie, bardzo duże jest tam zainteresowanie usługami i produktami z zewnątrz, dzięki temu został w Japonii wprowadzony szereg udogodnień, np. ulgi podatkowe dla firm z zewnątrz. Poza tym dla większości Japonia to okno na Azję – jeśli uda się zdobyć rynek japoński, o wiele łatwiej będzie zdobywać kolejne rynki w Azji Południowo-Wschodniej – podkreśla Izabela Fiszer.

Aby wziąć udział w naborze „Promocja marki innowacyjnych MŚP” na rynki azjatyckie, firmy muszą spełniać m.in. kryteria wysokości przychodów (wnioskodawca musi wykazać przychody netto ze sprzedaży produktów na eksport w wysokości co najmniej 20 proc. przychodów netto ze sprzedaży towarów i usług). Muszą także udokumentować ponoszenie nakładów na działalność badawczo-rozwojową lub wdrożenie innowacji produktowych lub w procesach biznesowych w ciągu ostatnich trzech lat obrotowych przed złożeniem wniosku o dofinansowanie.

– Wymagamy tylko dwóch zadań: pierwsze związane jest z udziałem w jednym z forów gospodarczych, albo dla eksporterów, albo inwestycyjnym, a drugie to obowiązkowy udział w charakterze wystawcy na jednym z wydarzeń targowych, które znajdują się na liście w programie, czyli spośród 39 targów należy wybrać jedne i przygotować się do udziału jako wystawca. Program w ramach udziału Polski w Światowej Wystawie Expo w Osace może być realizowany przez cały 2025 rok, podczas gdy sama wystawa trwa tylko przez pół roku, od połowy kwietnia do połowy października  zwraca uwagę ekspertka.

Nabór wniosków w ramach działania 2.25 „Promocja marki innowacyjnych MŚP” ruszył 23 lipca i potrwa do 26 września. Polska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości jest odpowiedzialna za wybór projektów tych MŚP, które spełnią warunki określone w programie promocji w związku z udziałem Polski w Wystawie Światowej Expo 2025 w Osace, opracowanym w ramach działania 2.26 „Umiędzynarodowienie MŚP – Brand HUB” programu Fundusze Europejskie dla Nowoczesnej Gospodarki 20212027 (FENG).


a

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/polskie-firmy-z-szansa-na,p1157115458

Małe firmy mają utrudniony dostęp do finansowania działalności innowacyjnej. Fundusze unijne pomogą odblokować środki na takie inwestycje

0

Podobnie jak w całej UE, tak i w Polsce mikro-, małe i średnie firmy stanowią trzon krajowej gospodarki. Z danych PARP wynika, że od momentu wstąpienia Polski do UE ich kondycja jest coraz lepsza, już średnio co trzecie przedsiębiorstwo z sektora MŚP jest aktywne innowacyjnie. Sukcesywnie rosną też nakłady na inwestycje i B+R, ale jedną z głównych barier dla takiej działalności niezmiennie pozostaje utrudniony dostęp do finansowania.

 Sektor MŚP w samej Unii Europejskiej to ponad 23 mln przedsiębiorstw niefinansowych, które zapewniają ok. 2/3 miejsc pracy w krajach członkowskich Wspólnoty. Tak więc wsparcie sektora MŚP to jest też wsparcie konkurencyjności europejskiej gospodarki. Wiemy bardzo dobrze, że to właśnie w małych i średnich przedsiębiorstwach powstają bardzo ciekawe, innowacyjne pomysły – mówi agencji Newseria Biznes prof. Teresa Czerwińska, wiceprezes Europejskiego Banku Inwestycyjnego.

Według danych PARP na polskim rynku działa ok. 2,35 mln przedsiębiorstw niefinansowych, a przeważającą większość z nich (99,8 proc.) stanowią właśnie MŚP. Są one mocnym filarem krajowej gospodarki – generują 45,3 proc. PKB (dane za 2021 rok), przy czym największy udział mają mikroprzedsiębiorstwa (ok. 28,2 proc.). Zapewniają zatrudnienie dla 6,94 mln pracowników, czyli ponad 2/3 ogólnej liczby osób zatrudnionych w sektorze przedsiębiorstw. Tu również przodują najmniejsze firmy – w mikroprzedsiębiorstwach pracuje prawie 4,4 mln osób, czyli 43 proc. ogólnej liczby zatrudnionych w sektorze firm.

„Raport o stanie sektora małych i średnich przedsiębiorstw w Polsce 2024” PARP pokazuje również, że średnio co trzecie przedsiębiorstwo na polskim rynku jest aktywne innowacyjnie. Ten wskaźnik wciąż jest jednak dużo niższy niż europejska średnia, która wynosi prawie 53 proc. (najwyższe w UE wskaźniki innowacyjności przedsiębiorstw mają Grecja – 72,6 proc. i Belgia – 71,3 proc.). W Polsce podstawowym źródłem finansowania innowacji wciąż pozostają środki własne przedsiębiorstw (77,4 proc.). Jednak udział firm, które decydowały się na sfinansowanie innowacji za pomocą instrumentów zwrotnych, wzrósł z 4,2 proc. w 2021 roku do 13,2 już w 2022 roku. Z badania PARP „Monitoring innowacyjności polskich przedsiębiorstw” wynika również, że publiczne wsparcie działalności innowacyjnej odgrywa kluczową rolę, a według przedsiębiorców najbardziej pożądanymi rodzajami wsparcia są dotacje bezzwrotne, na które wskazało 79,7 proc. firm aktywnych innowacyjnie, a także zwolnienia, ulgi i preferencje, wskazane przez 34,4 proc. innowacyjnych przedsiębiorstw.

Firmy, które prowadziły innowacyjne działania, wskazywały na związane z tym korzyści w postaci ogólnego rozwoju przedsiębiorstwa (91,7 proc.), podniesienie jakości usług i wyrobów (75,3 proc.) oraz wzrostu wydajności pracy (74,0 proc.). Z drugiej strony w opinii przedsiębiorców działalność innowacyjną wciąż utrudnia im szereg barier, wśród których kluczowa jest m.in. inflacja, czyli ogólny wzrost cen, przeszkody administracyjne i trudności w pozyskaniu wykwalifikowanych pracowników. Ponad połowa firm wskazała również na czynniki takie jak brak czasu na myślenie o innowacjach, nieznajomość przepisów i niewystarczający dostęp do wiedzy na temat najnowszych rozwiązań, a także trudny dostęp do dotacji z funduszy unijnych. Zmiana rządu po jesiennych wyborach parlamentarnych spowodowała jednak, że do Polski zaczęły płynąć środki z Krajowego Planu Odbudowy, które będą w nadchodzących latach wspomagać inwestycje firm.

– Europejski Bank Inwestycyjny stawia małe i średnie przedsiębiorstwa wśród priorytetów w swoim finansowaniu. Tylko w ubiegłym roku przeznaczyliśmy na finansowanie tego sektora ponad 30 mld euro – podkreśla prof. Teresa Czerwińska.

Polskie mikro-, małe i średnie firmy mogą skorzystać z takiego wsparcia m.in. za pośrednictwem BGK, który od lipca br. udostępnia gwarancje na spłatę kredytu zabezpieczone środkami Europejskiego Funduszu Inwestycyjnego (EFI). Oznacza to, że EFI bierze na siebie część ryzyka braku spłaty kredytu zaciągniętego przez przedsiębiorcę. Gwarancja Investmax powstała dzięki wykorzystaniu środków z Programu InvestEU. Łączna wartość kredytów zabezpieczonych nową gwarancją ma sięgnąć 3 mld zł.

 To będą przede wszystkim projekty cechujące się wysokim stopniem innowacyjności, związane z efektywnością energetyczną, digitalizacją małych i średnich przedsiębiorstw, ale też np. podnoszeniem kwalifikacji MŚP, a w efekcie ich konkurencyjności na arenie międzynarodowej – mówi wiceprezes EBI, ogłaszając nowy instrument finansowy w trakcie Forum Finansowania Mikro, Małych i Średnich Przedsiębiorców 2024.

Jak wskazuje, MŚP często mają trudności z dostępem do finansowania nowych inwestycji i rozwoju swojego biznesu. Banki wymagają od nich odpowiednich zabezpieczeń, których często nie są w stanie przedstawić. I właśnie w takiej sytuacji z pomocą przychodzą nowe gwarancje.

– W ramach tego programu mikro-, małe i średnie przedsiębiorstwa będą miały niższe wymogi dotyczące przedstawienia zabezpieczenia do pozyskania kredytu. Z kolei Bank Gospodarstwa Krajowego i instytucje finansowe będą otrzymywały gwarancje z Europejskiego Banku Inwestycyjnego do 80 proc. wartości kredytu inwestycyjnego lub obrotowego – mówi prof. Teresa Czerwińska. – MŚP będą mogły liczyć również na bardzo niskie lub wręcz zerowe koszty tych gwarancji przy spełnieniu pewnych warunków. Co istotne, te środki pochodzące z programu InvestEU nie są wliczane do pomocy de minimis. To oznacza, że firma, która już uzyskała pomoc publiczną, np. w ramach funduszy covidowych, i wykorzystała swoje limity, będzie mogła i tak skorzystać z tego wsparcia, które oferujemy w ramach gwarancji InvestEU.

Od momentu wstąpienia Polski do UE – co dało krajowym podmiotom możliwość korzystania z programów pomocowych i zalet jednolitego rynku oraz otworzyło je na większą konkurencję – widać spory wzrost w liczbie innowacyjnych firm. Ich średni udział w ogólnej liczbie przedsiębiorstw przemysłowych i usługowych w latach 2006–2022 wzrósł z 22,5 proc. do 32,5 proc. Prawie trzykrotnie zwiększył się też wskaźnik nakładów na B+R w relacji do PKB (z poziomu 0,55 proc. w 2004 roku do 1,46 proc. w 2022 roku).

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/male-firmy-maja,p1330579553

Samorządy walczą o ustawę metropolitalną. Powstanie metropolii oznacza dodatkowe środki m.in. na walkę z wykluczeniem transportowym

0

O uzyskanie statusu metropolii od lat walczą m.in. Trójmiasto, Łódź czy Warszawa. Teraz miasta łączą siły i dyskutują o jednym wspólnym projekcie ustawy metropolitalnej. Choć każdy ośrodek ma inną specyfikę, wszystkie liczą, że odpowiednie przepisy na temat współpracy największych miast z okolicznymi gminami przyniosą wiele korzyści. Jednym z kluczowych obszarów, który może na tym zyskać, jest transport publiczny. Powstanie metropolii oznaczałoby dodatkowe środki na walkę z wykluczeniem komunikacyjnym w małych miejscowościach.

Powołanie metropolii to temat obecny w debacie publicznej od kilku lat. Za rządów PO–PSL przyjęto ustawę, która zakładała istnienie kilkunastu związków. Miały one powstać 1 lipca 2016 roku. Choć ustawę przyjęto, to rząd następnej kadencji nie wydał odpowiednich rozporządzeń do niej, a w 2017 roku przyjął nowy, przygotowany przez MSWiA, projekt ustawy o związku metropolitalnym jedynie w województwie śląskim. Temat ustawy metropolitalnej powrócił  ponownie do debaty publicznej po zmianie rządu. O status metropolii walczą m.in. Trójmiasto, Łódź czy Warszawa.

 Prowadzimy jako samorząd warszawski wspólnie z innymi samorządami rozmowy z Ministerstwem Finansów. Rozpoczynamy wewnętrzne, samorządowe, różnomiejskie dyskusje na temat wdrożenia ustawy metropolitalnej. Chcielibyśmy taki projekt przedyskutować i przedstawić władzom centralnym. Jesteśmy przekonani, że wdrożenie ustawy metropolitalnej z prawdziwego zdarzenia po pierwsze ujednolici i zintegruje obszar systemu transportowego w mieście i w aglomeracji i da dodatkowe środki dla samorządu na rozwój transportu – mówi agencji Newseria Biznes Katarzyna Strzegowska, dyrektorka Zarządu Transportu Miejskiego w Warszawie.

Związek metropolitalny łączy gminy, miasta i powiaty oraz ułatwia ich współpracę. Umożliwia to m.in. wspólne planowanie inwestycji, pozyskiwanie funduszy na inwestycje w edukację, gospodarkę odpadami czy transport publiczny, m.in. zapewnienie połączeń autobusowych i kolejowych. Tam gdzie została utworzona struktura metropolitalna, lepiej zorganizowany jest transport publiczny, sprawniejsze i szybsze są połączenia na podstawie jednego biletu.

 Ustawa metropolitalna ma szczególne znaczenie, jeśli chodzi o wykluczenie komunikacyjne. Skupiamy się przede wszystkim na problemach komunikacyjnych wokół dużych miast i gmin, miast, miasteczek, wiosek, które funkcjonują w oparciu o usługi dostarczane przez miasto. Bez właściwego skomunikowania, budowy określonej infrastruktury i później środków na jej utrzymanie trudno jest zapewnić dostępność edukacyjną, dostępność do usług zdrowotnych, kulturalnych czy tych związanych z prowadzeniem działalności gospodarczej – przekonuje Hanna Zdanowska, prezydentka Łodzi.

W Polsce od lat narasta problem wykluczenia transportowego, które może dotyczyć nawet kilkunastu milionów ludzi. Upadek lokalnego transportu zbiorowego sprawia, że w wielu regionach jedynym środkiem transportu pozostaje samochód. Klub Jagielloński wyliczył, że w latach 1993–2016 pozamiejski regularny transport autobusowy stracił prawie 3/4 klientów, przy spadku dostępności oferty o ok. 50 proc. Od momentu wejścia Polski do Unii Europejskiej średnie napełnienie autobusów zmniejszyło się o 40 proc.  Gminy, w których nie istnieje organizowana przez samorząd komunikacja lokalna, zamieszkuje 13,8 mln osób. Według danych EUROREG wykluczenie komunikacyjne dotyka kilkunastu milionów osób w kraju, z czego dla 6 mln powoduje trudności przy realizacji codziennych obowiązków.

 Ustawa metropolitalna daje szansę, szczególnie mniejszym gminom, które mieszczą się wokół dużych aglomeracji, na normalne funkcjonowanie. Jako duże miasta staramy się świadczyć pomoc w zakresie komunikacji gminom ościennym, ale to jest niekiedy studnia bez dna. Na przykład najdłuższa linia tramwajowa, która funkcjonowała i która prowadziła z Łodzi do Ozorkowa, przebiegała poza dużymi miastami, jak Zgierz czy Ozorków, przez gminy wiejskie, których nie jest stać ani na budowę infrastruktury na terenie tych gmin, ani na jej utrzymanie. Bez ustawy, która da nam dodatkowe środki na zbudowanie całej bazy i infrastruktury komunikacyjnej, trudno będzie marzyć o tym, żeby te gminy mogły równomiernie się rozwijać. Do tego jest potrzebne dobre skomunikowanie z dużymi miastami, które świadczą usługi związane z ochroną zdrowia, edukacją wyższą czy kulturą – tłumaczy prezydentka Łodzi.

Przyjęta w maju 2024 roku „Strategia Zintegrowanych Inwestycji Terytorialnych Łódzkiego Obszaru Metropolitalnego na lata 2021–2027 z dnia 7 czerwca 2024 roku” wskazuje, że mimo ogólnego wzrostu popytu na usługi komunikacyjne zmniejsza się rola przewoźników oferujących transport samochodowy. Dotyka to prywatnych przewoźników autobusowych, dla których krótkie trasy są najmniej dochodowe. Trend ten ma kluczowe znacznie dla obszarów peryferyjnych ŁOM, gdzie może prowadzić do wykluczenia komunikacyjnego, a gdzie transport autobusowy powinien być kluczowym środkiem transportu zbiorowego dla pełnienia funkcji dowozowej do linii kolejowych. Dlatego istotne będzie wspieranie wspólnej oferty przewozowej, integracji lokalnych połączeń autobusowych np. z pociągami Łódzkiej Kolei Aglomeracyjnej, dzięki czemu wiele wykluczonych komunikacyjnie miejscowości zostanie włączonych w system transportu zbiorowego.

Samorządy obszaru powinny zadbać o to, aby na terenie ŁOM powstawały nowoczesne i zintegrowane węzły przesiadkowe, wykorzystujące obecne, powstające i planowane przystanki oraz stacje kolejowe. Strategia zakłada rozbudowę autobusowych połączeń dowozowych do stacji i przystanków kolejowych, uruchomienie zsynchronizowanych połączeń dowozowych do stacji i przystanków kolejowych oraz reorganizację obecnych tras linii autobusowych w taki sposób, aby były one styczne z liniami kolejowymi.

– Ustawa metropolitalna to jednak nie tylko komunikacja, ale też możliwość budowania wspólnych kwestii związanych z planowaniem przestrzennym. Bardzo często duże miasta ograniczają swoją zabudowę, chcą ochraniać tereny cenne przyrodniczo. Gminy ościenne mają zupełnie inne w tym względzie oczekiwania i często przejmują naszych mieszkańców, oferując dużo tańsze grunty i możliwość budowania na tych terenach, które my uważamy za cenne z punktu widzenia ochrony i jakości życia – wskazuje Hanna Zdanowska.

W zakresie kluczowych wyzwań dla ŁOM strategia wskazuje na konieczność zwiększenia efektywności energetycznej, adaptację do zmian klimatu oraz poprawę stanu środowiska naturalnego czy wzmocnienie spójności obszaru ŁOM. Strategia podkreśla też wagę ochrony zasobów przyrodniczych i wzmacnianie bioróżnorodności.

– Ustawa metropolitalna to także szereg innych działań, które umożliwiają normalne funkcjonowanie w szerszym gronie niźli tylko gmina. W kwestiach związanych z jakością powietrza widzieliśmy, jak to wygląda w Krakowie, który zainwestował bardzo duże środki w ograniczenie źródeł indywidualnej emisji i praktycznie zakończył żywot pieców kaflowych, a gminy ościenne, które nie dostosowały się do tego, bo nie miały takiego obowiązku, spowodowały dalsze zanieczyszczenia Krakowa. Dotychczasowy wysiłek i praca niewiele się przełożyły na życie i jakość życia mieszkańców Krakowa – mówi prezydentka Łodzi.

W poprzedniej kadencji parlamentu powstał projekt ustawy powołującej do życia Łódzki Związek Metropolitalny, ale prace nad nim utknęły w Sejmie w 2020 roku. Jej rozwiązania były wzorowane na funkcjonującej już Górnośląsko-Zagłębiowskiej Metropolii. Zgodnie z zawartymi w nim propozycjami związek miałby zyskać prawo do dysponowania 5 proc. wpływów z podatków PIT od mieszkańców gmin członkowskich. Wpływy z tego tytułu szacowano w 2019 roku na ok. 200 mln zł rocznie. 

– Wiadomo, że teraz wszystko się zmieniło. Zmieni się, jak zapowiada Ministerstwo Finansów, ustawa dotycząca finansów i udziału gmin, jednostek JST w finansach publicznych. W związku z tym w tej chwili trudno jest to dokładnie określić. Do tej pory było to 5 proc. z PIT-u, może trzeba będzie przygotować zupełnie nowe rozwiązania dotyczące finansowania. Na pewno nie ma takiego pieniądza, po którego nie warto się schylić, ale też nie ma takiego, którego nie bylibyśmy w stanie wydać na zbudowanie silnych metropolii – podkreśla Hanna Zdanowska. 

W poprzedniej kadencji Senatu toczyły się też prace nad ustawami o metropolii krakowskiej i pomorskiej. Trójmiasto walczy o takie przepisy już od ośmiu lat i opowiada się za indywidualną ustawą ze względu na to, że każda metropolia ma inną specyfikę. Jej projekt trafił pod koniec lutego br. do MSWiA.

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/samorzady-walcza-o,p1575727845

Ostatnie przygotowania do uruchomienia strefy czystego transportu w stolicy. Straż miejska została wyposażona w mobilny punkt kontroli

0

1 lipca w Warszawie zacznie działać pierwsza w Polsce i w naszej części Europy strefa czystego transportu. Obejmie 37 km kw., czyli w sumie ok. 7 proc. powierzchni stolicy – to teren Śródmieścia, części Woli, Pragi Północ i Pragi Południe, do którego nie będą mogły wjeżdżać najstarsze auta, niespełniające konkretnych wymogów. – Obostrzenia, które wprowadzimy 1 lipca, spowodują, że stężenie tlenków azotu, spadnie mniej więcej o 20 proc., a cząstek stałych – o 11 proc. – zapowiada Jakub Dybalski, rzecznik Zarządu Dróg Miejskich.

– Trwa wieszanie znaków – to jest kilkadziesiąt znaków, które będą informowały kierowców, że wjeżdżają w obszar strefy. Wydajemy tym mieszkańcom czy kierowcom, którym przysługuje wyłączenie spod obostrzeń, specjalne uprawnienia do tego, żeby do niej wjechać. Właściwie więc czekamy na jej uruchomienie – mówi agencji Newseria Biznes Jakub Dybalski.

Wymogi SCT dotyczą w pierwszym etapie, startującym 1 lipca br., aut benzynowych starszych niż 1997 rok i aut z silnikiem Diesla sprzed 2005 roku. ZDM szacuje, że stanowią one nie więcej niż 3 proc. samochodów w Warszawie. Z tego połowa to auta mieszkańców stolicy, czyli podlegające wyłączeniom – do tego właśnie kierowcom potrzebne są nalepki wydawane przez ZDM. Można o nie wnioskować stacjonarnie, w specjalnym punkcie informacyjnym lub przez internet.

– Te trzy główne grupy kierowców, którzy mogą się starać o możliwość wjazdu do strefy czystego transportu, to są mieszkańcy Warszawy, którzy płacą tutaj podatki, seniorzy, którzy mają skończone 70 lat, i osoby niepełnosprawne, które posługują się kartą parkingową. Takie osoby zwracają się do Zarządu Dróg Miejskich z wnioskiem o wyłączenie spod obostrzeń strefy czystego transportu i jeżeli ono im przysługuje, to trafiają do baz danych, z których potem podczas kontroli będzie korzystała policja albo straż miejska – wyjaśnia rzecznik ZDM.

Wymóg posiadania takiej nalepki dotyczy więc realnie ok. 1,5 proc. pojazdów. Nie ma kary za brak nalepki. Mandat (w wysokości 500 zł) grozi za wjazd do SCT pojazdu, który nie spełnia norm oraz nie kwalifikuje się do wyłączenia z nich. Policjanci i strażnicy miejscy będą mogli zatrzymać kierowcę i skontrolować, czy jego auto ma prawo wjechać do strefy.

– Ponadto Zarząd Dróg Miejskich wyposażył straż miejską w mobilny punkt kontroli – to jest taka specjalna kamera na pałąku skanująca tablice rejestracyjne samochodów, które są mniej więcej 200–300 m przed nią. Automatycznie strażnicy miejscy na laptopie w radiowozie mają podgląd na tablice rejestracyjne aut, które wjeżdżają do strefy czystego transportu, i widzą, który samochód może, a który nie może tego zrobić – wyjaśnia Jakub Dybalski.

Następnie strażnicy miejscy będą zatrzymywać tylko wytypowane przez kamerę auta. ZDM podkreśla, że to jedyny taki nowoczesny system kontroli, który w przyszłości ma być rozbudowywany.

– Kilka tygodni temu przeprowadzaliśmy testy tego mobilnego punktu kontroli w Alejach Jerozolimskich i wyszło w nich, że mniej więcej co 7–8 min trafia się auto, które tych wymogów strefy czystego transportu nie spełnia – mówi rzecznik ZDM.

Warszawska SCT, choć obejmie stosunkowo niewielki odsetek aut, ma przynieść wymierne korzyści dla środowiska. Badania ratusza wskazują, że emisje tlenków azotu spadną o 11 proc., a pyłów zawieszonych o 20 proc.

– Radnym zależało na tym, żeby zasady dotyczące strefy czystego transportu były jak najbardziej jasne, zrozumiałe i proste, a określenie wieku auta i norm spalania, które to auto spełnia i która z tym wiekiem jest związana, to jest jeden z najprostszych sposobów oddzielenia tych najstarszych i najbardziej trujących aut od tych, które teraz mogą po mieście jeździć – mówi Jakub Dybalski. – Co dwa lata te obostrzenia związane ze SCT w Warszawie będą zaostrzane. Kolejno w 2026, 2028, 2030 i 2032 roku. Czyli co dwa lata kolejne samochody z tych najstarszych już do strefy czystego transportu nie wjadą, co będzie miało coraz lepsze efekty dla jakości powietrza. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, żeby za dwa, trzy czy cztery lata warszawscy radni podjęli decyzję, że ta strefa powinna zostać poszerzona.

Na razie SCT zajmie ok. 7 proc. powierzchni Warszawy, czyli 37 km kw.

– To jest obszar ścisłego centrum miasta, ograniczonego mniej więcej obwodnicą śródmiejską, czyli na południe od linii mostu Gdańskiego, na północ od linii mostu Łazienkowskiego, na wschód od Prymasa Tysiąclecia i na zachód mniej więcej od ronda Wiatraczna – dodaje ekspert.

Jak podkreśla, Warszawa będzie poligonem doświadczalnym dla innych miast zainteresowanych wprowadzeniem stref czystego transportu. Realnie największe szanse są na to w dużych miastach, szczególnie w Krakowie i we Wrocławiu. Jak wynika z badania Research Collective „Strefy czystego transportu. Czy chcemy oddychać świeżym powietrzem w miastach?”, tam też poparcie dla takiego rozwiązania jest największe – opowiada się za nim odpowiednio 51 proc. i 60 proc. mieszkańców. W Warszawie poparcie sięga 56 proc. W próbie ogólnopolskiej 48 proc. respondentów jest za powstaniem takiej strefy w ich mieście lub najbliższym, które odwiedzają. 36 proc. jest przeciwnych, a 16 proc. nie ma zdania.

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/ostatnie-przygotowania-do,p214325913