Coraz więcej Polaków widzi korzyści płynące z obecności w UE. Co ósmy wciąż jednak nie potrafi ich wskazać

0

Członkostwo w UE cieszy się wśród Europejczyków rekordowo wysokim poparciem – wynika z tegorocznego Eurobarometru. Korzyści dla swojego kraju dostrzega 74 proc. obywateli Unii – to odsetek najlepszy od początku badań w 1983 roku. A w Polsce jest on jeszcze wyższy. Doceniamy przede wszystkim wkład UE w bezpieczeństwo, nowe możliwości zawodowe i rozwój gospodarczy kraju. Po 21 latach naszej obecności w UE wciąż jednak potrzebna jest europejska edukacja.

 Polacy są zwolennikami członkostwa Polski w Unii Europejskiej nieustająco od samego początku. Dwadzieścia dwa lata temu odbyło się referendum, które pozwoliło na wejście Polski do Unii Europejskiej, i już wtedy poparcie było duże, ale warto wspomnieć, że w tej chwili poparcie we wszystkich badaniach jest wyższe niż wówczas o dobre 10–20 pp. Dlatego można powiedzieć, że absolutna większość Polaków chce, żebyśmy byli w Unii Europejskiej – podkreśla w rozmowie z agencją Newseria Witold Naturski, dyrektor Biura Parlamentu Europejskiego w Polsce.

Z najnowszego badania Eurobarometru wynika, że członkostwo w UE cieszy się wśród Europejczyków rekordowo wysokim poparciem. 74 proc. osób uważa, że ​​ich kraj korzysta na członkostwie w UE. W Polsce korzyści dostrzega 84 proc. Wśród głównych korzyści z członkostwa Polacy najczęściej wskazywali na nowe możliwości zawodowe, wkład Unii w utrzymanie pokoju i wzmocnienie bezpieczeństwa, rozwój gospodarczy kraju, poprawę standardu życia obywateli czy współpracę z innymi krajami Wspólnoty.

Ubiegłoroczne badanie CBOS wskazało, że za obecnością Polski w Unii Europejskiej opowiada się obecnie 77 proc. badanych. Plusy członkostwa Polski w UE dotyczą najczęściej z jednej strony pozyskiwania i wykorzystywania funduszy unijnych, z drugiej zaś – korzyści wynikających z otwarcia granic i swobód związanych z funkcjonowaniem wspólnego rynku.

 Podstawową korzyścią, jaką Polska ma z członkostwa w Unii Europejskiej i o której często się zapomina, jest członkostwo w jednolitym rynku. To oznacza, że polscy producenci mogą sprzedawać na rynki wszystkich innych krajów unijnych tak samo, jakby sprzedawali na rynku krajowym. A to jest blisko pół miliarda konsumentów i dane statystyczne pokazują, że absolutna większość naszego eksportu rzeczywiście sprzedawana jest na rynku UE – przypomina Witold Naturski.

Ministerstwo Funduszy i Polityki Regionalnej w ubiegłym roku podało, że udział we wspólnym rynku UE umożliwił polskim producentom ekspansję na rynkach całego świata – w latach 2004–2023 eksport z Polski wzrósł sześciokrotnie z 60 mld euro do 350 mld euro, w tym do krajów UE z 45 mld euro do 262 mld euro. Największe pozycje, w których Polska stała się często czołowym dostawcą w Unii, to części samochodowe, akumulatory, telewizory, meble i kosmetyki.

Udział Polski w jednolitym rynku europejskim był kluczowym czynnikiem, który wpłynął na wzrost PKB naszego kraju. Od momentu przystąpienia do Unii polska gospodarka zwiększyła się dwukrotnie – skumulowany wzrost PKB wyniósł 99 proc., a połowa wzrostu wynikała z członkostwa w UE. Nasz kraj osiągnął trzeci największy skumulowany przyrost PKB wśród państw członkowskich. W ujęciu per capita nasz produkt krajowy brutto wzrósł z 50 proc. średniej unijnej w 2004 roku do 80 proc. w 2023 roku.

– Oczywiście inne korzyści, te bardziej zauważalne, to miliardy z Funduszu Spójności, które napłynęły do Polski i za które została zmodernizowana infrastruktura w Polsce, wystarczy przejechać się polskimi drogami. I oczywiście korzyści osobiste dla nas wszystkich, czyli podróżowanie bez barier, telefonowanie bez dodatkowych opłat roamingowych czy Europejska Karta Ubezpieczenia Zdrowotnego – wymienia dyrektor Biura PE w Polsce.

W obliczu zawirowań geopolitycznych 89 proc. Europejczyków uważa, że ​​większa jedność państw członkowskich jest kluczowa dla stawienia czoła globalnym wyzwaniom. 66 proc. chce, aby większa była rola UE w ochronie obywateli przed globalnymi kryzysami i zagrożeniami bezpieczeństwa.

 Jedność w Unii Europejskiej dotychczas była postrzegana jako jedność gospodarcza, rynkowa, swobód przemieszczania się, ale okazało się, że Unia Europejska w ostatnich latach również przeznacza środki na zakup broni dla kraju trzeciego, jakim jest Ukraina. Wcześniej było to kompletnie nie do pomyślenia – zauważa Witold Naturski.

Choć świadomość korzyści płynących z obecności w UE jest stosunkowo duża, to – jak wynika z badania CBOS – 8 proc. badanych uznało, że członkostwo Polski w Unii Europejskiej nie przynosi naszemu krajowi żadnych korzyści, a 12 proc. nie potrafiło ich określić. To pokazuje, że konieczne są działania edukacyjne. Istotną rolę mogą w nich pełnić centra Europa Experience.

 Centra służą przede wszystkim do poszerzania wiedzy o Unii Europejskiej. To, co ważne, są dostosowane do realiów XXI wieku, chodzi o to, żeby były interaktywne, zachęcały do zaangażowania się, do poszerzenia swojej wiedzy, a nie żeby to była taka tradycyjna lekcja europejska – podkreśla Aleksandra Klimczyk, koordynatorka centrum multimedialnego Europa Experience w Warszawie, przy ul. Jasnej.

Europa Experience to otwierane w całej Europie multimedialne centra z interaktywnymi narzędziami, dzięki którym można się dowiedzieć, jak wygląda współpraca na szczeblu europejskim i jak pomaga radzić sobie z najważniejszymi problemami. Interaktywna mapa Europy przybliża dotychczasowe osiągnięcia Wspólnoty oraz wyzwania na przyszłość. Można też się dowiedzieć, jakie są priorytety UE na szczeblu krajowym i regionalnym oraz co UE robi dla danego kraju. W kinie immersyjnym 360º można zobaczyć, jak lepiej rozwiązywać problemy i kształtować wspólną przyszłość. Dla zorganizowanych grup przygotowano też grę fabularną, podczas której można się wcielić w rolę posła do Parlamentu Europejskiego i dowiedzieć się, jak powstają przepisy Unii Europejskiej. Wystawa jest dostępna we wszystkich językach urzędowych UE.

– Młodzi ludzie czasem zapominają albo w ogóle tego nie pamiętają, jak było przed Unią Europejską: że mieliśmy kontrolę na granicach, że nie było roamingu, coś, co jest dla nas teraz oczywiste, kiedyś takie nie było. Warto przychodzić do takich miejsc i powinny one powstawać nie tylko w stolicach państw członkowskich, ale też w mniejszych miastach, żeby informować o tym, jak bardzo ważne jest to, że jesteśmy w Unii Europejskiej – dodaje Aleksandra Klimczyk.

Okazją, by o tym przypomnieć, jest Dzień Europy – świętowany co roku 9 maja w rocznicę ogłoszenia planu Schumana w 1950 roku, który stał się fundamentem dzisiejszej Unii Europejskiej. To dzień, w którym instytucje unijne otwierają swoje drzwi dla wszystkich obywateli. Z ich inicjatywy odbyło się wiele wydarzeń w całej Polsce, ale i w innych krajach członkowskich.

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/coraz-wiecej-polakow,p1575082602

Zmiany w globalnej gospodarce będą wspierać reindustrializację. To szansa dla Śląska

0

– Województwo śląskie znowu może być miejscem, gdzie będzie napływał kapitał i ludzie do pracy – ocenia Wojciech Saługa, marszałek województwa śląskiego. Historycznie przemysłowy region może skorzystać na zmianach w globalnej gospodarce, które wymagają od państw ponownego dążenia do samowystarczalności w kluczowych dziedzinach produkcji, m.in. stali, energii czy amunicji. Przykładem na wzmocnienie pozycji regionu jako centrum kompetencji przemysłowych może być zapowiedziane w tym tygodniu rządowe wsparcie dla dwóch raciborskich firm: Rafako i Rafamet.

– Donald Trump wywrócił ten stolik. Nazwał po swojemu te idee, które teraz niosą świat, te zmiany, które zachodzą. Przestaliśmy żyć w świecie globalnym, gdzie wszystko można kupić i przewieźć bez żadnego problemu. Gospodarki zaczynają się zamykać i musimy z powrotem być samowystarczalni. Świat zachodni, Europa mówi o reindustrializacji. My na szczęście jeszcze mamy na chodzie wiele zakładów pracy, które trochę miały zadyszkę przez ostatnie lata właśnie z powodu globalizacji i trudność konkurowania na rynkach, a dzisiaj to być może spadło nam z nieba, że nie zlikwidowaliśmy ich do końca – mówi agencji Newseria podczas EKG w Katowicach Wojciech Saługa. 

Jak podkreśla, to przede wszystkim pozwoliło nam zachować wykwalifikowane zasoby siły roboczej.

Ci ludzie są i pracują, mają kompetencje, wykształcenie i przede wszystkim doświadczenie w produkcji rzeczy, których gospodarce Polski, Europy dzisiaj bardzo potrzeba, czyli stali, energii, uzbrojenia, amunicji. Ktoś to musi robić, nie wszystko już się da kupić. Produkujmy jak najwięcej u nas, mamy do tego ludzi, mamy zasoby, mamy kadry. Województwo śląskie znowu może być miejscem, gdzie będzie napływał kapitał i napływali ludzie do pracy – podkreśla Wojciech Saługa.

Może to mieć niebagatelne znaczenie dla kwestii szeroko rozumianego bezpieczeństwa, m.in. fizycznego, czyli produkcja zbrojeniowa, czy energetycznego, czyli wydobycie węgla.

– Nie widzę scenariusza, w którym za 100, 200 czy 300 lat będziemy budować na węglu, ale póki on jest potrzebny, cieszmy się, że go mamy. Zastanówmy się, jak go tanio wydobywać w ilości potrzebnej dla polskiej gospodarki. Bo dzisiaj wciąż go potrzebujemy – ponad 62 proc. energii produkujemy z węgla, a jak nie świeci, to i 100 proc. energii pochodzi z węgla. Póki nie stanie elektrownia atomowa, to w ogóle nie ma mowy, żebyśmy przestali wydobywać węgiel – podkreśla marszałek województwa śląskiego. – W zakresie bezpieczeństwa fizycznego mamy tu Bumar w Łabędach, mamy Rosomaka, mamy Nitroerg. Słyszymy, że połowa polskiej produkcji zbrojeniowej powinna być robiona w Polsce. I teraz to spędza sen z powiek, żeby uruchomić te moce, zasoby i żeby faktycznie tu budować, tu produkować. Rafako ma też przekształcić swoje zasoby na przemysł zbrojeniowy.

Rafako, znany producent kotłów, który ogłosił upadłość w grudniu ub.r., będzie jedną ze śląskich firm, która otrzyma rządowy zastrzyk finansowy. Premier Donald Tusk ogłosił w tym tygodniu, że przekaże ponad 700 mln zł do Agencji Rozwoju Przemysłu na pomoc dla dwóch raciborskich firm – właśnie Rafako i Rafamet, producenta tokarek dla kolejnictwa i obrabiarek wielkogabarytowych. 30 kwietnia ARP wspólnie ze spółkami Polimex Mostostal i TF Silesia podpisały porozumienie w sprawie majątku Rafako. Nowy podmiot – po podwyższeniu kapitału i zmianie nazwy na RFK Sp. z o.o. oraz po uzyskaniu zgody na koncentrację – przejmie kluczowe aktywa Rafako, tworząc nowe możliwości dla lokalnego biznesu. Jak podkreślili przedstawiciele ARP, działalność RFK w sektorach kolejowym i zbrojeniowym nie tylko zabezpieczy miejsca pracy, ale także zaktywizuje regionalnych dostawców i usługodawców, przyczyniając się do wzmocnienia konkurencyjności całego śląskiego przemysłu. Rafamet także otrzyma środki, które – jak wyjaśnił premier – mają wystarczyć nie tylko na przetrwanie, ale i rozwój firmy.

Premier wskazał także na kluczowe znaczenie rozpoczętych prac dotyczących terminalu przeładunkowego w Sławkowie na Śląsku. Terminal na końcu szerokotorowej linii ze wschodu jest jednym z najważniejszych punktów logistycznych, o który przez lata zabiegały także zagraniczne podmioty. Donald Tusk zapewnił, że nadzór nad rozwojem tego miejsca i inwestycjami pozostanie w rękach polskich firm i władz. Terminal ma służyć nie tylko rozwojowi polskiej gospodarki, ale także wspierać odbudowę Ukrainy.

To nie jest tak, że jeden człowiek wszystko wymyśli, ale kilka tysięcy ludzi, którzy zajmują się biznesem na co dzień, którzy produkują, którzy mają własne firmy, którzy inwestują w swój własny kapitał, to oni nam naprawdę mówią, co szwankuje, gdzie szukać szans i co robić, jak robić, żeby na koniec zabezpieczyć, co najważniejsze, czyli szeroko rozumiane bezpieczeństwo – zaznacza marszałek województwa śląskiego.

Jak podkreśla rząd, odbudowa krajowego potencjału przemysłowego jest teraz jednym z priorytetów inwestycyjnych. Czekające Polskę duże inwestycje infrastrukturalne i energetyczne w jak największym stopniu mają być realizowane przez krajowe firmy, czego przykładem może być budowa pierwszej elektrowni jądrowej w Polsce. Spółka realizująca tę inwestycje musi przeznaczyć 53 mld zł na kontrakty z polskimi firmami.

Kolejnym przykładem wzmocnienia polskiego przemysłu może być wsparcie dla Huty Częstochowa, z której produkty trafiają do sektorów stalowego, obronnego, budowlanego i energetycznego. W ubiegłym roku jej właściciel ogłosił upadłość, ale w listopadzie przedsiębiorstwo w upadłości wydzierżawiła spółka Węglokoks, należąca do Skarbu Państwa, i w styczniu br. huta wznowiła produkcję. Huta Częstochowa to jedyny zakład hutniczy w kraju, który może produkować hartowane blachy grube dla przemysłu obronnego. Posiada również jedną z największych w UE hal produkcyjnych, która umożliwia m.in. remont sprzętu wojskowego. W lutym rząd wpisał ją na listę przedsiębiorstw strategicznych, a właścicielem stanie się Ministerstwo Obrony Narodowej.

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/zmiany-w-globalnej,p345133050

Rząd zapowiada nową strategię wspierającą polski kapitał. Rodzimym firmom przyda się promocja ze strony instytucji państwowych

0

Premier Donald Tusk podczas otwarcia wiosennej odsłony Europejskiego Forum Nowych Idei zapowiedział nową politykę gospodarczą, opartą na odbudowie i repolonizacji krajowej gospodarki. Przy wyborze wykonawców w państwowych inwestycjach mają być promowane polskie firmy, a zadaniem administracji ma być dbanie o interes narodowy. – Wydaje mi się, że powinniśmy jednak przede wszystkim patrzeć na to, kto i jak skutecznie będzie wspierał polskie firmy, inwestycje, bo to jest to, czego potrzebujemy – ocenia dr Henryka Bochniarz, przewodnicząca Rady Głównej Konfederacji Lewiatan.

Premier Donald Tusk na otwarciu EFNI Wiosna 2025 „Przyszłość pracy, praca przyszłości” stwierdził, że kończy się era naiwnej globalizacji, a nadchodzi czas odbudowy narodowej gospodarki, repolonizacji gospodarki, rynku i kapitału.

– Składam część tej opowieści na okoliczność kampanii prezydenckiej, która powoduje, że żeby się z czymkolwiek przebić, to trzeba używać bardzo radykalnych sformułowań. Powinniśmy poczekać spokojnie na to, jakie rzeczywiście rozwiązania będą ewentualnie przyjęte – ocenia w rozmowie z agencją Newseria Henryka Bochniarz, przewodnicząca Rady Głównej Konfederacji Lewiatan.

Premier podkreślił, że trzeba się zatroszczyć o interesy polskich firm i rząd zamierza wspierać je w procesach inwestycyjnych i przetargowych. Instytucje państwowe będą miały obowiązek wybierać krajowych dostawców, jeśli oferują porównywalne warunki. Wprowadzone zostaną również nowe mechanizmy raportowania wydatków spółek z udziałem Skarbu Państwa oraz nadzór nad strukturą ich zamówień. Tusk wskazał, że choć Polska jest mocno osadzona we wspólnotach międzynarodowych, w tym przede wszystkim w Unii Europejskiej, to w ramach tych samych reguł inne kraje lepiej chroniły własne interesy. Mimo że ramy dotyczące zamówień publicznych są takie same w całej UE, to w niektórych krajach zawsze wygrywały rodzime firmy, w Polsce – tylko czasami.

– Tendencje izolacjonistyczne występują w bardzo wielu krajach, USA są tego najlepszym przykładem. Ale przecież nawet w krajach Unii Europejskiej mamy wielokrotnie do czynienia z wprost promocją swojego przemysłu, swoich usług i nie ma w tym nic zdrożnego, jeżeli mieści się to w ramach ogólnie przyjętych reguł. Nawet chcielibyśmy w Polsce, żeby nasz premier, jeżeli leci z jakąś wizytą zagraniczną, zabierał ze sobą przedsiębiorców, tak jak to robi premier czy prezydent Francji albo kanclerz Niemiec – tłumaczy Henryka Bochniarz. – Wydaje się, że są takie elementy promocji kraju, które absolutnie powinniśmy też stosować. Walka konkurencyjna toczy się na wszystkich możliwych forach. Nawet jeżeli nasze firmy są bardzo przedsiębiorcze i potrafią walczyć na obcych rynkach, to na pewno przyda się im wsparcie ze strony instytucji państwowych.

Jej zdaniem w dbaniu o interesy rodzimych firm kluczowe jest ułatwienie ich funkcjonowania. Jak przekonuje, bez deregulacji gospodarki nie przyspieszymy naszego rozwoju.

– Umówiliśmy się z premierem na spotkanie ze środowiskami gospodarczymi, gdzie będziemy rozmawiać, jakie elementy wsparcia polskiej gospodarki rzeczywiście uważamy za niezbędne i słuszne. Teraz, kiedy następuje odwrót od globalizmu i widać, że poszczególne kraje zaczynają walczyć przede wszystkim o swoje, trzeba się przyjrzeć instrumentom, jakie mogłyby być ewentualnie stosowane. Musimy pamiętać, że jesteśmy częścią Unii Europejskiej, w związku z tym reguły obowiązujące wszystkich powinny być zachowane, ale nie jest to sprzeczne z tym, żeby szukać różnych metod wsparcia dla polskich firm – mówi ekspertka.

Konfederacja Lewiatan przygotowała „Czarną listę barier”, które utrudniają działalność firmom. Obejmuje ona prawie 300 propozycji deregulacyjnych dla przedsiębiorców, które skupiają się na siedmiu kluczowych obszarach: podatkach, zatrudnieniu, energetyce, zdrowiu, mediach, rynku finansowym i cyfryzacji. To konkretne propozycje, które mają realnie ułatwić prowadzenie biznesu w Polsce, wzmocnić firmy i pobudzić gospodarkę.

– Niestety ten bałagan prawny, przyjmowanie rozwiązań z dnia na dzień, często brak interpretacji przez administrację przepisów, które sama wprowadza – to są rzeczy, które polskim firmom, zwłaszcza małym i średnim, nie pomagają. Skupiałabym się raczej właśnie na tych kwestiach, które dałyby szansę, żeby małe i średnie firmy mogły się dobrze rozwijać. Wielkie zagraniczne korporacje w tych okolicznościach dają sobie całkiem nieźle radę, natomiast dla małej firmy nieprzewidywalność prawna jest zabijająca – podkreśla Henryka Bochniarz.

Jak podkreśla, tego typu deklaracje polityczne mogą budzić pewne zaniepokojenie ze strony zagranicznych inwestorów, ale nie powinny wpłynąć na ich decyzje i plany inwestycyjne.

– Polska jest bardzo atrakcyjnym rynkiem z wielu względów. Po pierwsze, to bardzo duży rynek konsumentów nie tylko polskich, ale również i unijnych, po drugie, to wciąż niezaspokojone potrzeby w wielu dziedzinach. Dlatego wydaje mi się, że jeżeli ktoś autentycznie planuje tu inwestycje, to bierze pod uwagę wszystkie te elementy. Oczywiście nie należy lekceważyć deklaracji politycznych, ale ci, którzy poważnie myślą o polskim rynku, będą się trzymać swoich decyzji inwestycyjnych, a jeżeli je rozpatrują, to będą do tego podchodzić racjonalnie – ocenia ekspertka Konfederacji Lewiatan.

Zgodnie z zapowiedziami premiera ważnym elementem wsparcia dla polskich firm będą nadchodzące duże inwestycje infrastrukturalne i energetyczne. Wśród nich jest budowa pierwszej elektrowni jądrowej w Polsce. Spółka realizująca tę inwestycje musi przeznaczyć ponad 50 mld zł na kontrakty z polskimi firmami. Inny przykład to terminal przeładunkowy w Sławkowie, jeden z kluczowych punktów logistycznych, o który przez lata zabiegały także zagraniczne podmioty.

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/rzad-zapowiada-nowa,p991088733

Niektóre państwa członkowskie mają dużą skłonność do nadregulacji prawa unijnego. Bariery wewnątrz Unii mają efekt podobny do wysokich ceł

0

Rosnąca biurokracja zniechęca europejskie firmy do rozwoju, tym bardziej że borykają się one z surowszymi regulacjami niż ich konkurenci w Chinach i USA. Jedną z poważniejszych barier jest brak spójności przepisów w państwach członkowskich UE, co utrudnia wykorzystanie potencjału jednolitego rynku. Niektóre kraje, w tym Polska, mają tendencję do nadregulacji względem tego, czego wymagają unijne dyrektywy. 

– Upraszczanie prawa unijnego jest absolutnym priorytetem Komisji Europejskiej w drugiej kadencji przewodniczącej Ursuli von der Leyen. Jest to ogłoszone w naszym planie pracy, w naszych priorytetach politycznych. Chodzi o to, żeby przejrzeć istniejące przepisy, zidentyfikować bariery, które być może nie są najbardziej efektywną metodą osiągnięcia celu. Przykładowo dekarbonizację gospodarki możemy osiągnąć w sposób prostszy i lepszy dla biznesu – tłumaczy w rozmowie z agencją Newseria Przemysław Kalinka, ekspert ds. gospodarczych Przedstawicielstwa Komisji Europejskiej w Polsce.

W swoim programie prac na 2025 rok Komisja zapowiedziała, że postara się wyeliminować przepisy, które są niepotrzebne, nieproporcjonalne lub są kopią innych, już obowiązujących. Takie przepisy utrudniają bowiem europejskim firmom prowadzenie działalności. 

– Przyświeca nam przesłanka uwolnienia energii biznesu, żeby przedsiębiorstwa europejskie, zwłaszcza małe i średnie, nie traciły zbyt wiele zasobów na spełnianie wymogów, tylko rzeczywiście koncentrowały się na swojej kluczowej działalności i napędzały europejską gospodarkę – przekonuje Przemysław Kalinka.

Pierwszym z przedstawionych przez KE dokumentów w tej sprawie jest Kompas konkurencyjności, który wyznacza drogę do tego, by UE stała się miejscem, w którym wynajduje się i tworzy przyszłe technologie, usługi i czyste produkty, a jednocześnie pierwszym kontynentem neutralnym dla klimatu. Wskazano w nim pięć kluczowych czynników sprzyjających konkurencyjności. Wśród nich są radykalne zmniejszenie obciążeń regulacyjnych i administracyjnych oraz zmniejszanie barier na jednolitym rynku, który od 30 lat jest motorem konkurencyjności w Europie. Aby usprawnić jego funkcjonowanie we wszystkich sektorach przemysłu, horyzontalna strategia jednolitego rynku zmodernizuje ramy zarządzania, usuwając bariery wewnątrzunijne i zapobiegając tworzeniu nowych barier.

Pierwszy pakiet deregulacji, zaproponowany przez KE pod koniec lutego br., dotyczy m.in. uproszczeń w zakresie sprawozdawczości i innych obowiązków w zakresie ESG. Komisja wyliczyła, że może on przynieść łączne oszczędności w rocznych kosztach administracyjnych na poziomie około 6,3 mld euro oraz przyciągnąć dodatkowe publiczne i prywatne zdolności inwestycyjne w wysokości 50 mld euro.

Jak jednak zauważają eksperci, problemem jest nie tylko prawo unijne, ale też implementacja przepisów w poszczególnych krajach.

– Czasami do regulacji unijnych państwa członkowskie wprowadzają jeszcze swoje dodatkowe, nadmierne utrudnienia, jeśli chodzi o pewne wymogi czy bariery dla przedsiębiorstw. My to nazywamy gold-plating. Ważne jest, żeby wdrażając prawo unijne, kraj, na przykład Polska, zastanawiał się, czy przypadkiem nie wprowadza dodatkowych, niepotrzebnych już utrudnień – wskazuje ekspert ds. gospodarczych Przedstawicielstwa Komisji Europejskiej w Polsce. – Polska niestety przoduje we wprowadzaniu nadmiernych regulacji, powołując się na regulacje unijne, które de facto danego obowiązku nie zawierają. Więc musimy na to bardzo uważać. To jest to zagrożenie, które widzimy jako Komisja Europejska.

– Mamy sporo barier pomiędzy krajami i nie mamy jednolitego systemu prawnego w ramach Unii Europejskiej, co powoduje, że tak naprawdę mamy 27 tych różnych systemów. Te bariery to trochę tak, jakbyśmy nakładali sobie cła pomiędzy krajami – tłumaczy Andrzej Kubisiak, zastępca dyrektora Polskiego Instytutu Ekonomicznego.

Międzynarodowy Fundusz Walutowy przekonuje, że jednolity rynek jest jednym z największych i najbardziej niedocenianych osiągnięć Europy, ale jego potencjał pozostaje niewykorzystany, co hamuje rozwój gospodarki Europy i poszczególnych państw. Jak wskazuje fundusz w raporcie „Europe’s Choice: Policies for Growth and Resilience”, bariery handlowe wewnątrz UE pozostają znaczące i odpowiadają równowartości ceł w wysokości średnio 44 proc. dla handlu towarami (trzy razy więcej, niż wynoszą bariery handlowe między stanami USA) i 11 proc. w przypadku usług. Tymczasem efektywna zewnętrzna stawka celna UE wynosi około 3 proc. Zmniejszenie tych barier mogłoby przynieść znaczące korzyści. Według analizy MFW samo obniżenie tych barier w handlu wewnątrzunijnym do poziomu USA mogłoby spowodować wzrost produktywności o prawie 7 pp. w perspektywie długoterminowej.

Gdybyśmy zdjęli część tych regulacji dzielących poszczególne kraje, moglibyśmy uwolnić ogromny potencjał w ramach Unii Europejskiej – ocenia Andrzej Kubisiak. – Ubiegłoroczny raport Mario Draghiego, a także premiera Enrico Letty pokazywały, że bariery wewnątrz Unii Europejskiej stanowią duże wyzwania. Około 60 proc. firm w Unii Europejskiej uważa, że tych przepisów jest zbyt wiele, że to są bariery też inwestycyjne i to są mechanizmy, które blokują rozwój gospodarczy Europy.

Komisja Europejska do końca swojej kadencji w 2029 roku planuje zmniejszyć obciążenia administracyjne o 25 proc., a w przypadku małych i średnich przedsiębiorstw – o 35 proc. 

– Deregulacja o 25 proc. może oznaczać, że sama Komisja i struktury unijne podejmą najłatwiejsze obszary, które wymagają deregulacji, ale nie z tych punktów, które są najważniejsze. Można osiągnąć 25 proc. czy 35 proc. dla małych i średnich przedsiębiorstw, ale może to być wręcz niezauważone przez te przedsiębiorstwa, w związku z czym trzeba podejść do tego nie tylko ilościowo, ale i jakościowo, czyli co deregulujemy – wskazuje na pewne zagrożenie Witold Michałek, wiceprezes Business Centre Club.

– Proces deregulacyjny może być czynnikiem proinwestycyjnym. Większa przewidywalność prawa, mniejsze rygory spowodują, że firmy będą miały większą skłonność do ryzyka, żeby uwolnić część procesów inwestycyjnych – ocenia Andrzej Kubisiak. – Natomiast z drugiej strony pamiętajmy, że regulacje są też po to, żeby chronić obywateli, żeby nie dochodziło do pewnych nadużyć, żeby część mechanizmów była bardziej przyjazna dla nas jako mieszkańców. Dlatego musimy też znać umiar, żeby nie wylać dziecka z kąpielą.

O potrzebie upraszczania przepisów, wyzwaniach związanych z gold-platingiem i ewentualnych ryzykach związanych z deregulacją eksperci dyskutowali podczas debaty zorganizowanej przez agencję Newseria 31 marca „De:Regulacje. Biznes potrzebuje prostych zasad”.

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/niektore-pastwa,p868657768

Obowiązki w zakresie zrównoważonego rozwoju staną się mniej uciążliwe. Będą dotyczyć tylko największych firm

0

Na pierwszy ogień deregulacji w Unii Europejskiej poszły przepisy dotyczące sprawozdawczości zrównoważonego rozwoju. Obowiązki w tym zakresie będą, zgodnie z planem KE, się koncentrowały na największych podmiotach, co stanowi duże ułatwienie dla średnich podmiotów i małych firm w łańcuchach dostaw, ale też może zmienić proces dochodzenia do neutralności klimatycznej w UE. Raportowanie wpływu na środowisko rzeczywiście wiąże się z dużym wysiłkiem i kosztami, czego firmy się obawiają, ale z drugiej strony coraz więcej podmiotów widzi w tym cenne narzędzie do analizy i dodatkową wartość.

Nowe przepisy dyrektywy w sprawie sprawozdawczości przedsiębiorstw w zakresie zrównoważonego rozwoju CSRD mają wpływ na wiele organizacji. Szacunki mówiły, że do 2026 roku miały one wprowadzić obowiązek dla ok. 50 tys. podmiotów w całej UE. Według propozycji Komisji Europejskiej przedstawionej pod koniec lutego br. ok. 80 proc. przedsiębiorstw ma zostać wyłączonych z zakresu obowiązywania CSRD. W tym celu propozycja zakłada zawężenie jednostek podlegających obowiązkowym wymogom sprawozdawczości do tych największych – zatrudniających powyżej 1 tys. pracowników, o przychodach netto przekraczających 50 mln euro lub sumie bilansowej przekraczającej 25 mln euro – które w ocenie Komisji Europejskiej mają najistotniejszy wpływ na środowisko i społeczeństwo. KE chce także zapewnić, by wymogi te nie obciążały mniejszych przedsiębiorstw w łańcuchach wartości dużych koncernów. To oznacza, że jednostki bezpośrednio raportujące nie będą mogły żądać od jednostek w łańcuchu dostaw informacji ESG wykraczających poza zakres określony przez KE w dobrowolnym standardzie sprawozdawczości zrównoważonego rozwoju.

Propozycja Omnibus przedstawiona przez Komisję Europejską ma uprościć sprawozdawczość zrównoważonego rozwoju. Z jednej strony to objęcie obowiązkiem sprawozdawczości mniejszej liczby podmiotów, z drugiej strony spójne raportowanie z innymi dyrektywami, które także dotykają tematu zrównoważonego rozwoju. Trzeci ważny element to odsunięcie w czasie dla części podmiotów obowiązków raportowych – wymienia w rozmowie z agencją Newseria Julia Patorska, partnerka, liderka portfolio Sustainability & Climate w Polsce i Europie Środkowej w Deloitte. – Na pewno te firmy, które już się przygotowały do publikacji raportów, będą mogły dalej to robić w całkiem podobny sposób. Ta zmiana przede wszystkim dotyczy firm, które do tej pory niewiele w zakresie raportowania zrównoważonego rozwoju robiły, i dla nich ta zmiana jest bardzo istotna.

Propozycja dotyczy odroczenia o dwa lata, do 2028 roku, wymogów sprawozdawczych dla przedsiębiorstw obecnie objętych zakresem CSRD, które są zobowiązane do sprawozdawczości, począwszy od 2026 lub 2027 roku. Celem KE jest także eliminacja rozbieżności między dyrektywą CSRD, europejskimi standardami raportowania zrównoważonego rozwoju a rozporządzeniem w sprawie Taksonomii UE.

To, jak te dyrektywy wyglądają, to jest efekt wieloletnich prac i dość systemowego podejścia do zarządzania zrównoważonym rozwojem. Te regulacje miały i mają pozwolić przedsiębiorstwom Unii Europejskiej i samej Unii Europejskiej osiągnąć neutralność klimatyczną w 2050 roku, tak zwane Net Zero. I teraz pytanie, czy uproszczenie tych regulacji nie zmieni nam tego celu, czy będziemy w stanie rzeczywiście go osiągnąć. Nie jesteśmy pewnie w stanie dzisiaj odpowiedzieć sobie jasno na to pytanie, natomiast niewątpliwie każda tego typu zmiana może wpłynąć na ścieżkę dojścia do celu – ocenia Julia Patorska.

Jak podkreśla, proponowane zmiany wiążą się z pewnym ryzykiem umniejszania uwagi monitorowania wpływu przedsiębiorstw na zrównoważony rozwój, ale nie powinny zagrozić przyjętym celom.

Bardzo dużo słyszymy o możliwości porzucenia tej ścieżki, natomiast trzeba podkreślać, że zrównoważony rozwój to coś, co ma nam pozwolić osiągnąć neutralność klimatyczną w 2050 roku. Deregulacja nie zmienia tego celu, ona ma uprościć dojście do niego – podkreśla ekspertka.

Unijny biznes z entuzjazmem przyjął propozycje Komisji Europejskiej i liczy, że zostaną one szybko zaakceptowane przez Radę UE i Parlament Europejski. Z badań Deloitte’a wynika, że postrzeganie przez firmy obowiązku sprawozdawczości zrównoważonego rozwoju stopniowo się jednak zmienia. Szczególnie dotyczy to podmiotów, które są zaawansowane w przygotowaniach do raportowania lub już to robią. Raport „Central Europe CFO Report – CSRD Reporting”, przygotowany na podstawie badań z 14 krajów Europy Środkowo-Wschodniej, w tym z Polski, wskazuje, że 65 proc. dyrektorów finansowych przedsiębiorstw, które sporządziły oświadczenie zgodne z CSRD za 2023 rok, postrzega je jako instrument zarządzania ryzykiem lub budowania wartości. Może więc to służyć budowaniu strategicznej przewagi. Jednak połowa respondentów nadal widzi w tych obowiązkach przede wszystkim dodatkowy koszt. Wśród badanych dyrektorów finansowych w Polsce 56 proc. w ten sposób postrzega konieczność sprawozdawczości. Dla porównania 24 proc. widzi ją jako instrument zarządzania ryzykiem, a jedna piąta jako źródło tworzenia wartości.

Raportowanie zrównoważonego rozwoju jest wysiłkiem, zwłaszcza dla podmiotów, które wcześniej w tym temacie niewiele robiły i do tej pory nie zbierały danych, nie liczyły swoich emisji. Każda firma, która dopiero zaczyna w tym obszarze działać, dostrzega bardzo dużą złożoność tego obszaru i w związku z tym może się obawiać kosztów związanych z tym, by spełniać wymogi regulacyjne. Jednak wejście w ten temat, zainwestowanie chociażby w pracowników, aby lepiej zrozumieć, po co to robimy, szybko prowadzą do bardzo pozytywnych efektów. To zmienia strukturę myślenia w firmie, a w konsekwencji organizacje uwzględniają zrównoważony rozwój w podstawowych strategiach biznesowych – mówi Julia Patorska.

Jej zdaniem kompleksowe podejście do CSRD i zaangażowanie w to wszystkich działów – od ładu korporacyjnego, przez HR, aż po działy finansowe – daje firmom narzędzie do analizy ryzyk i szans, nie tylko w obszarze zrównoważonego rozwoju. Badanie Deloitte’a wskazuje, że podmioty objęte tym obowiązkiem przyjmują różne strategie przygotowań – 43 proc. organizacji przygotowuje się do raportowania poprzez stworzenie strategii zrównoważonego rozwoju, 30 proc. powołuje zespoły międzydziałowe, a 11 proc. zatrudnia wyspecjalizowanych ekspertów. W Polsce i krajach bałtyckich sytuacja wygląda podobnie – odpowiednio 38 proc., 24 proc. i 18 proc. firm podejmuje powyższe działania.

O pierwszym pakiecie Omnibus Komisji Europejskiej i związanych z tym szansach i wyzwaniach eksperci rozmawiali podczas debaty „De:Regulacje. Biznes potrzebuje prostych zasad”, którą 31 marca zorganizowała agencja Newseria.

Zapis transmisji jest dostępny pod linkiem: https://youtu.be/Mbs4TxsA0FU

 

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/obowiazki-w-zakresie,p1774568153

Państwom członkowskim będzie łatwiej zwiększać inwestycję w obronność. KE proponuje nowe zasady finansowania

0

Komisja Europejska w białej księdze przedstawiła państwom członkowskim propozycje, jak sfinansować duże inwestycje w obronność i wzmacniać europejski przemysł obronny. To nie tylko wart 150 mld euro instrument pożyczkowy, ale także poluzowanie fiskalne – 1,5 proc. PKB wydawane przez każde państwo członkowskie na cele obronne nie będzie wliczane przez Komisję Europejską do ich zadłużenia. Obecne propozycje mają pozwolić na jak najszybsze wzmocnienie zdolności obronnych UE, ale można się spodziewać, że w przyszłym budżecie na lata 2028–2034 będzie ich jeszcze więcej.

19 marca 2025 roku Komisja Europejska przedstawiła białą księgę w sprawie obronności europejskiej – Gotowość 2030. Określa ona ramy dla planu ReArm Europe, którego celem jest zmobilizowanie ponad 800 mld euro w celu wzmocnienia obronności Europy.

– Komisja proponuje państwom członkowskim dosyć innowacyjną ofertę finansowania, czyli zwiększenie możliwości finansowania wydatków obronnych. Czy to oferując program SAFE, czyli 150 mld euro na wydatki, żeby uzupełnić braki, zidentyfikować krytyczne zdolności, których nam brakuje, czy też dając państwom członkowskim przestrzeń fiskalną do zwiększenia wydatków już z budżetu krajowego na cele obronne, które nie będą wliczane do procedury nadmiernego deficytu – tłumaczy w rozmowie z agencją Newseria Katarzyna Smyk, dyrektorka Przedstawicielstwa Komisji Europejskiej w Polsce.

Możliwość powołania się przez dane państwo UE na podwyższone wydatki obronne w celu uniknięcia zastosowania wobec niego procedury nadmiernego deficytu ma umożliwić wzrost krajowych wydatków na cele wojskowe o kolejne 1,5 proc. PKB. W ciągu czterech lat dodatkowe nakłady mogłyby wynieść 650 mld euro.

– Taka ulga daje państwom przestrzeń do dalszych wydatków bez obawy, że będą na cenzurowanym z tego powodu – ocenia Katarzyna Smyk. – Polska znajduje się w procedurze nadmiernego deficytu także dlatego, że realizuje wysokie inwestycje na cele obronne, więc taka ulga od tych wydatków będzie dla Polski bardzo ważna i Polska o to, jak widać skutecznie, zabiegała.

KE opracowała też nowy Instrument na rzecz Zwiększenia Bezpieczeństwa Europy (SAFE) – to wart 150 mld euro program nisko oprocentowanych unijnych pożyczek na działania zwiększające zdolności obronne. Środki zostaną wypłacone zainteresowanym państwom członkowskim na żądanie, na podstawie ich planów krajowych. Państwo członkowskie ubiegające się o pożyczkę musi wysłać wniosek do KE z załączonym planem. Musi się tam znaleźć opis produktu przeznaczonego do celów obronnych. Priorytetem mają być m.in. amunicja i pociski kierowane, systemy artyleryjskie, drony i systemy antydronowe, obrona powietrzna, walka elektroniczna czy systemy do ochrony infrastruktury krytycznej. O dofinansowanie z SAFE będzie się mogło ubiegać wspólnie kilka państw członkowskich, a przez pierwszy rok – również pojedynczo.

– Spośród 150 mld euro proponujemy, aby 65 proc. tej kwoty wydane zostało na zdolności europejskie bądź produkowane w Europie. Każde państwo, które dobierze sobie kolejne państwa unijne bądź Ukrainę, bądź Norwegię, może aplikować o te środki. Celem jest również to, żebyśmy w Europie byli bardziej bezpieczni, polegali na własnych zdolnościach produkcyjnych, dużo bardziej, niż ma to miejsce teraz, ale też żebyśmy tworzyli w Europie miejsca pracy, bo to oznacza zaproszenie przedsiębiorstw do podejmowania działalności w tym obszarze bądź do rozwijania już obecnych zdolności w istniejących przedsiębiorstwach – podkreśla szefowa Przedstawicielstwa Komisji Europejskiej w Polsce.

Wspólne umowy na zamówienia publiczne powinny zawierać wymóg, aby koszty komponentów pochodzących z Unii, państw EFTA-EOG lub Ukrainy nie wynosiły mniej niż 65 proc. szacowanych kosztów produktu końcowego. W ten sposób instrument SAFE nie tylko umożliwi państwom członkowskim natychmiastowe i szybkie zwiększenie inwestycji w obronność, ale też wzmocni europejski przemysł obronny.

– Jednym z celów tego pakietu w zakresie wspierania unijnych zdolności obronnych jest również dalsze wspieranie Ukrainy i korzystanie z jej doświadczeń – mówi Katarzyna Smyk. – Ukraina w tym procesie aplikowania o środki jest takim samym partnerem jak każde państwo członkowskie. Czyli państwo członkowskie zapraszające Ukrainę do współpracy spełnia już kryterium wymaganych co najmniej dwóch podmiotów ubiegających się o pożyczkę. Mówimy więc o coraz większym integrowaniu ukraińskiego sektora obronnego z unijnym.

Plan ReArm Europe zakłada również udział Europejskiego Banku Inwestycyjnego, który ma rozszerzyć zakres swoich pożyczek na projekty w dziedzinie obronności i bezpieczeństwa. Obecnie dostęp do finansowania pozostaje głównym zmartwieniem dla 44 proc. MŚP z branży obronnej. Dzięki przyjętej strategii łatwiej będzie przekierować oszczędności prywatne na rynki kapitałowe, a osobom, które chcą inwestować w obronność, lokować inwestycje w krytycznych sektorach, takich jak obronność.

– Komisja Europejska identyfikuje wiele barier na rynku dla rozwoju małych i średnich przedsiębiorstw czy w ogóle przedsiębiorczości w dziedzinie obrony. Jedną z nich są bariery administracyjne, biurokratyczne. Dlatego temu pakietowi towarzyszy również pakiet uproszczeniowy, którego celem jest to, aby inwestycji w obronność towarzyszyły lżejsze kryteria związane z wymogami przy otwieraniu firmy – wskazuje dyrektorka Przedstawicielstwa Komisji Europejskiej w Polsce. – Komisja chce ten proces uprościć, aby w tej konkretnej dziedzinie, która jest strategiczna i kluczowa dla obecnych czasów, proces zakładania firm i rozkręcania biznesu w dziedzinie obronności był szybszy i sprawniejszy. 

Jak podkreśla, przedstawione w białej księdze propozycje w obszarze finansów to rozwiązania dostępne relatywnie szybko, które pozwolą do 2030 roku nadrobić zaległości w kluczowych obszarach. Na inne instrumenty, związane z większym wykorzystaniem funduszy europejskich na cele zbrojeniowe, trzeba czekać do kolejnej perspektywy finansowej.

– To, co może zmienić sytuację, to jest nowy budżet Unii Europejskiej. Dyskusje w jego sprawie zaczniemy już latem, kiedy Komisja Europejska przedłoży propozycje. Natomiast ten budżet obejmuje okres od 2028 do 3034 roku, a reagować musimy już teraz – podkreśla Katarzyna Smyk. 

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/pastwom-czlonkowskim,p849643464

Dostęp do wysoko wykwalifikowanej kadry przyciąga do Polski inwestorów. Kluczowymi partnerami stają się firmy z Wielkiej Brytanii

0

Polska zajmuje szóste miejsce w Europie pod względem atrakcyjności inwestycyjnej. Jako największa gospodarka w regionie, ze strategicznym położeniem, odgrywa istotną rolę w budowaniu odpornych, zrównoważonych i konkurencyjnych łańcuchów dostaw w szybko zmieniającym się globalnym środowisku. Tym samym jej potencjał inwestycyjny wciąż rośnie. Wielka Brytania już jest strategicznym partnerem dla Polski, potencjał jest jednak znacznie większy.

Stosunki polsko-brytyjskie i handlowe, inwestycyjne, wymiany na każdym poziomie są nieporównywalne przy tym, co było 20 lat temu, natomiast żeby to nadal trwało, trzeba szukać nowych rozwiązań – ocenia w rozmowie z agencją Newseria prof. Witold Orłowski, główny doradca ekonomiczny PwC z Akademii Finansów i Biznesu Vistula i Politechniki Warszawskiej.

Z raportu BPCC „Potencjał polsko-brytyjskiej współpracy gospodarczej” wynika, że w ostatnich latach zwiększyła się dynamika współpracy Polski z Wielką Brytanią. Wartość wymiany handlowej w 2023 roku wyniosła 36,4 mld euro i wzrosła o 35 proc. w porównaniu do 2018 roku. Szybko rośnie wartość brytyjskich inwestycji (wzrost o 103 proc. względem 2018 roku, do poziomu 91,4 mld euro) czy liczba firm z udziałem brytyjskiego kapitału (ponad 1,4 tys. w 2022 roku).

Polska stopniowo umacnia swoją pozycję w Europie – zajmuje 26. miejsce globalnie i drugie w regionie Europy Środkowo-Wschodniej w Logistics Performance Index 2023 Banku Światowego, z kolei według EY pod względem atrakcyjności inwestycyjnej jesteśmy na szóstym miejscu w Europie.

Sukces gospodarczy Polski z ostatnich 20 lat, który ma swoje odbicie również w ogromnym wzroście relacji polsko-brytyjskich, głównie wiązał się z wykorzystaniem zasobów wykwalifikowanej i taniej pracy w Polsce. Ona już nie jest tania i nie zależy nam na tym, żeby była. Aby Polska stawała się w coraz większym stopniu trwałym partnerem gospodarczym Wielkiej Brytanii, to nie może być oparte po prostu na taniej pracy, musi to być oparte na współpracy partnerów, którzy dysponują przede wszystkim wiedzą, kapitałem ludzkim, czyli tym, co jest najważniejsze we współczesnej gospodarce – przekonuje prof. Witold Orłowski.

BPCC ocenia, że Europa Środkowo-Wschodnia stała się kluczowym regionem dla nearshoringu, a Polska, jako największa gospodarka w tym regionie ze strategicznym położeniem, odgrywa istotną rolę w budowaniu odpornych, zrównoważonych i konkurencyjnych łańcuchów dostaw w szybko zmieniającym się globalnym środowisku.

Dla amerykańskich i brytyjskich firm Polska jest dziś doskonałym miejscem do inwestowania z jedną z najszybciej rozwijających się gospodarek w Europie, stabilnym otoczeniem politycznym i regulacyjnym oraz potencjałem, aby służyć jako centrum biznesu nie tylko w regionie Europy Środkowo-Wschodniej, ale także w całej Unii Europejskiej. Szanse gospodarcze w Polsce są odczuwalne nie tylko w dynamicznie rozwijającej się Warszawie, ale także w bardziej niedokapitalizowanych częściach kraju, takich jak Polska Wschodnia i Przesmyk Suwalski – podkreśla Mark Brzeziński, dyrektor generalny w firmie Brzezinski Global Strategies, były ambasador USA w Polsce.

Polska jest szczególnie atrakcyjnym rynkiem m.in. ze względu na dostęp do infrastruktury i kapitału ludzkiego. Z perspektywy inwestorów polska gospodarka oferuje dostęp do dobrze wykwalifikowanych pracowników, zwłaszcza w sektorach nowych technologii. Ich wysoki poziom znajomości języka angielskiego i innych języków obcych dodatkowo zwiększa konkurencyjność na rynku globalnym.

Brytyjscy inwestorzy w Polsce znajdują się w pierwszej piątce największych inwestorów i czynnikami przyciągania do nas, do naszej gospodarki inwestycji brytyjskich jest przede wszystkim wysoko wykwalifikowana siła robocza czy kapitał ludzki i kompetencje pracowników, którzy już dotąd bardzo aktywnie współpracowali np. z innymi inwestorami zagranicznymi albo rozwinęli swoje kompetencje w branżach opartych na wiedzy – tłumaczy dr hab. Eliza Przeździecka, prof. SGH, dyrektorka Instytutu Ekonomii Międzynarodowej SGH.

Chociaż Polska nie jest już postrzegana przez pryzmat niskich kosztów pracy, wciąż zajmuje czołowe miejsce wśród globalnych lokalizacji dla centrów biznesowych (ponad 450 tys. zatrudnionych osób w ponad 1,9 tys. centrach). Wraz z rozwojem tego sektora i rosnącymi wymaganiami klientów polski rynek nie tylko przechodzi transformację, lecz także skupia się na podnoszeniu jakości tego typu usług. Dodatkowo charakteryzuje go wysoka odporność na globalne kryzysy. Kluczowym aspektem z punktu widzenia inwestorów jest też strategiczne położenie Polski.

Polska będąc krajem w centrum tego regionu z bardzo dobrze rozwiniętą siecią infrastruktury drogowej i w ogóle transportowej, a także dostępem do krajów Unii Europejskiej bez barier sprzedawania towarów produkowanych w Polsce, może być bardzo atrakcyjnym miejscem dla inwestowania przez inwestorów z Wielkiej Brytanii – przekonuje Eliza Przeździecka.

Raport BPCC wskazuje, że już teraz skumulowana wartość brytyjskich inwestycji wynosi 91,4 mld zł, co daje wzrost o 103 proc. w porównaniu do 2018 roku. Wśród głównych inwestorów są GSK, bp, Castorama czy HSBC. Inwestorzy z wysp zajmują piąte miejsce w zestawieniu największych inwestorów w Polsce.

Mamy bardzo wysoko oceniane i bardzo dobrze rozwinięte dotychczasowe relacje, zarówno gospodarcze, bazujące na handlu, jak i inwestycjach. Więc ta przyszłość rysuje się w całkiem dobrych barwach i mam wrażenie, że jeszcze ciągle nie odkryliśmy wszystkich branż i gałęzi gospodarki, w których moglibyśmy rozwijać współpracę – ocenia dyrektorka Instytutu Ekonomii Międzynarodowej SGH.

Dane BPCC potwierdzają także, że mimo brexitu również relacje handlowe nabrały nowej dynamiki. W 2023 roku wartość wymiany towarów i usług osiągnęła rekordowe 36,4 mld euro, co oznacza wzrost o 35 proc. w porównaniu do 2018 roku.

Główne kategorie towarów eksportowych z naszego kraju do Wielkiej Brytanii to maszyny, urządzenia oraz sprzęt transportowy, żywność i inwentarz żywy, a także towary przemysłowe. W zakresie importu z Wielkiej Brytanii najważniejszymi kategoriami w 2023 roku były maszyny, urządzenia i sprzęt transportowy czy chemikalia.

W handlu, w sferze produkcji przemysłowej, trzonem współpracy nadal będzie cała duża grupa maszyn i urządzeń, do których w szczególności dostarczamy komponenty, ale także tzw. maszyny do przetwarzania danych. To znacząca grupa towarów, w których możemy budować swoją konkurencyjność w długim okresie. Wielka Brytania ma bardzo duże potrzeby dotyczące dostawy żywności, a Polska może być jej znaczącym dostawcą – dodaje dr hab. Eliza Przeździecka.

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/dostep-do-wysoko,p204624723

Przedsiębiorcy apelują o deregulację i stabilny system podatkowy. Obecne przepisy są szczególnie uciążliwe dla małych i średnich firm

0

Deregulacja pozostaje jednym z najważniejszych wyzwań dla polskiej gospodarki. Uproszczenie przepisów i zmniejszenie biurokracji to czynniki, które mogą się przyczynić do wzrostu konkurencyjności polskich przedsiębiorstw i poprawy warunków prowadzenia działalności gospodarczej – wynika z analiz Business Centre Club.  Na potrzebę deregulacji i stabilnego systemu podatkowego wskazywali przedsiębiorcy nagrodzeni w finale 32. edycji konkursu Lider Polskiego Biznesu, którego organizatorem jest Business Centre Club.

Liczymy na deregulację. Korzyści jest naprawdę sporo, przede wszystkim oszczędność czasu. Większe firmy mają doradców, którzy pomagają im w sprawach deregulacyjnych, natomiast te mniejsze spędzają dużo czasu na studiowaniu przepisów. Druga sprawa to koszty. Im więcej przepisów i bardziej są złożone, tym wyższe są koszty zewnętrzne i wewnętrzne funkcjonowania firm. I trzecia sprawa, niejako wypadkowa tych korzyści: jest oszczędność kosztów i więcej czasu na zarządzanie, wypracowanie decyzji, planowanie swojej działalności i analizę efektywności – ocenia w rozmowie z agencją Newseria dr Jacek Goliszewski, prezes Business Centre Club.

Eksperci BCC podkreślają, że deregulacja jest jednym z najważniejszych wyzwań dla polskiej gospodarki. Uproszczenie przepisów i zmniejszenie biurokracji mogą się przyczynić do wzrostu konkurencyjności polskich przedsiębiorstw i poprawy warunków prowadzenia działalności gospodarczej. Deregulacja to nie tylko oczekiwanie przedsiębiorców, ale także warunek dla przyspieszenia wzrostu gospodarczego i zwiększenia inwestycji w Polsce. W obliczu wyzwań, jakie niesie obecny stan finansów państwa i spowolnienie wzrostu gospodarczego w UE, kluczowe jest sprawne wdrażanie zapowiadanych reform.

Priorytetem jest stworzenie spójnego, przejrzystego i przewidywalnego systemu podatkowego – podkreśla dr Jacek Goliszewski. Druga sprawa to jest cały system sprawozdawczości, który przedsiębiorcy muszą dostarczać do urzędów skarbowych – tego jest za dużo i jest bardzo uciążliwe. Trzecia sprawa to odpowiednie vacatio legis, żebyśmy nie byli zaskakiwani szybkimi zmianami.

Z raportu „Barometr prawa” Grant Thornton wynika, że w latach 2014–2023 weszło prawie 250 tys. stron przepisów, 20 najważniejszych ustaw regulujących działalność gospodarczą zmieniało swoje brzmienie 1189 razy, przez co powiększyły swoją objętość o 53 proc. Tylko w 2023 roku uchwalono w Polsce 34,4 tys. stron nowego prawa, wprowadzono 1604 modyfikacji przepisów regulujących działalność gospodarczą, a vacatio legis dla ustaw podatkowych trwało rekordowe krótkie 31 dni.

Ciągle mamy problem z prawem deklarowanym i prawem stosowanym. I na to nie ma prostej odpowiedzi, myślę, że sam biznes, który rozmawia z politykami, bardzo dobrze wie, że tutaj są jeszcze ogromne rezerwy do tego, żeby jednak warunki funkcjonowania polskich przedsiębiorców podnieść na trochę wyższy, średni poziom – podkreśla prof. dr hab. Ewa Łętowska, była Rzeczniczka Praw Obywatelskich i była sędzia Trybunału Konstytucyjnego.

Brak stabilności legislacyjnej szczególnie dotknął małych i średnich przedsiębiorców, którzy często nie mają zasobów, by szybko dostosować swoje procesy księgowe i podatkowe do nowych regulacji.

Tylko wtedy, kiedy czujemy, że system podatkowy jest sprawiedliwy, staramy się płacić podatki należyte. Jeżeli natomiast mamy co do tego wątpliwości, to staramy się zmniejszyć obciążenia podatkowe. Problemem są także różne obciążenia, które są na przedsiębiorcach, jeżeli chodzi o liczbę zgłoszeń, oświadczeń, różnych regulacji i kary z tym związane. Jeżeli np. chodzi o raportowanie schematów podatkowych, średnia kara w Unii Europejskiej to jest 50 tys. euro, czyli mniej więcej 200 tys. zł, a w Polsce 32 mln zł – przekonuje dr hab. Adam Mariański, prof. Uczelni Łazarskiego z Mariański Group Kancelarii Prawno-Podatkowej.

Polska ma drugi najbardziej skomplikowany system podatkowy według organizacji Tax Complexity Index, obejmującej 64 kraje. Zgodnie z raportem Parlamentu Europejskiego z lutego 2023 roku „Overview on the tax compliance costs faced by European enterprises – with a focus on SMEs” przedsiębiorcy w Polsce poświęcają średnio 334 godz. rocznie na wypełnianie obowiązków podatkowych, co plasuje Polskę na drugim miejscu pod względem liczby godzin w Europie, zaraz po Bułgarii z 441 godz. – wynika z raportu „Podatki pod lupą: Jak odnaleźć się w labiryncie skomplikowanych przepisów podatkowych?” opracowanego przez PwC Polska.

W 2024 roku zauważalny był dalszy wzrost liczby kontroli podatkowych. Organy skarbowe koncentrowały się na kontrolach VAT, zwłaszcza w zakresie nadużyć związanych z karuzelami podatkowymi w różnych ich odsłonach czy podatku u źródła (WHT), gdzie szczególną uwagę zwracano na prawidłowość stosowania zwolnień i stawek preferencyjnych wynikających z umów o unikaniu podwójnego opodatkowania. Kontrole dotyczyły również zasad unikania opodatkowania (GAAR), które stały się narzędziem do kwestionowania transakcji uznawanych za sztuczne lub pozbawione uzasadnienia ekonomicznego.

Potrzebna jest też silniejsza ingerencja wewnątrz rządu, nie tylko w zakresie ustawodawczym, ale przede wszystkim praktyki stosowania przepisów. To, że wprowadziliśmy kilka lat temu, o co zabiegałem zresztą przez 15 lat, zasady rozstrzygania wątpliwości na korzyść podatnika, nic nie zmieniło, organy podatkowe dalej rozstrzygają wątpliwości na niekorzyść podatnika. Dlatego przede wszystkim potrzebna jest osoba, która wytłumaczy urzędnikom, że oni są dla obywateli, a w tym przypadku dla przedsiębiorców, i muszą tworzyć rozwiązania przyjazne dla nich, a nie dla urzędników – wskazuje prof. Adam Mariański.

Premier Donald Tusk niedawno zaproponował, żeby przedsiębiorcy opracowali zbiór propozycji deregulacji polskiej gospodarki.

Zaproponowany tryb pracy, jeśli chodzi o zespół do spraw deregulacji, do którego wszedł BCC, jest oczywiście słuszny, natomiast premier mówił o deregulacjach, które mogą być zmieniane rozporządzeniami. Dla nas to jest niewystarczające, uważamy, że deregulacja powinna objąć również ustawy – przekonuje dr Jacek Goliszewski.

Jeżeli deregulacja będzie traktowana na serio, a nie jako atrapa albo trampolina dla kogoś, kto sobie na tym chce zbić kapitał polityczny, to zapewne jest szansa, ale to musi być robione w sposób fachowy, a nie w sposób eksponujący walory propagandowe – dodaje prof. Ewa Łętowska.

Również resort rozwoju pracuje nad szeregiem rozwiązań, które mają wpłynąć na poprawę warunków prowadzenia działalności gospodarczej. W styczniu do rozpatrzenia przez Stały Komitet Rady Ministrów trafił projekt ustawy o zmianie niektórych ustaw w celu deregulacji prawa gospodarczego i administracyjnego oraz doskonalenia zasad opracowywania prawa gospodarczego. Prace nad przepisami się jednak przedłużają, projekt ustawy opublikowano w kwietniu.

Prawo się nie sprowadza do zmian, to jest popularny błąd, bo co to znaczy zmienić prawo. Zmienić trzeba funkcjonowanie prawa – podkreśla prof. Ewa Łętowska.

Przedstawiciele BCC oceniają, że na tle opóźnień związanych z ustawą deregulacyjną w 2024 roku pozytywnie wyróżniła się inicjatywa związana ze zmianami w regulaminie Sejmu. Zgodnie z rekomendacjami zawartymi w kamieniach milowych KPO władze zdecydowały się na wdrożenie procedur mających poprawić jakość prac legislacyjnych, szczególnie w przypadku inicjatyw poselskich i innych projektów nierządowych.

Wprowadzone zmiany zakładają obowiązkowe konsultacje społeczne i eksperckie, minimum 30-dniowy termin na przeprowadzenie tych konsultacji i przygotowanie szczegółowych ocen skutków regulacji na poziomie zbliżonym do projektów rządowych.

Musimy o wiele większy nacisk położyć na trzy rzeczy: zwiększenie dialogu, a więc dyskusji z poszczególnymi grupami, których te zmiany prawne dotyczą. Druga sprawa, powtarzam – vacatio legis, przedsiębiorcy muszą mieć czas na przygotowanie zmian, wdrożenie odpowiednich procedur, wdrożenie odpowiednich systemów. I trzecia sprawa – musi być zwiększona ocena skutków regulacji danego rozporządzenia czy danego projektu wskazuje dr Jacek Goliszewski.

Na potrzeby usprawnienia przepisów wskazywali przedsiębiorcy nagrodzeni w finale 32. edycji konkursu Lider Polskiego Biznesu, którego organizatorem jest Business Centre Club. Podczas uroczystej gali po raz 32. wręczone zostały Złote Statuetki Lidera Polskiego Biznesu – prestiżowego wyróżnienia przyznawanego przedsiębiorstwom i menedżerom za wyjątkowe osiągnięcia gospodarcze, etyczne prowadzenie firmy oraz działania w zakresie społecznej odpowiedzialności biznesu.

Laureatami tegorocznej Nagrody Specjalnej BCC zostali prof. Ewa Łętowska oraz Jerzy Owsiak. Profesor Łętowska została doceniona za wybitne zasługi w obszarze prawa i edukacji, a także za znaczący wkład w przestrzeganie praw obywatelskich oraz skuteczne budowanie społeczeństwa obywatelskiego w naszym kraju.

Ta nagroda nie jest dla mnie, ta nagroda jest tak naprawdę dla wartości, którymi się zajmowałam całe życie, chodzi o przyzwoitą rolę prawa w społeczeństwie, rolę nieskłamaną, nie sprowadzenie prawa do atrapy i nierozumnej pałki, tylko prawa, które daje możliwość rozwinięcia skrzydeł, a człowiekowi i biznesowi wolność – tłumaczy prof. Ewa Łętowska.

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/przedsiebiorcy-apeluja-o,p1739448867

Cyfrowe euro coraz bliżej. Europejski Bank Centralny przygotowuje się do rewolucji w systemie płatności

0

Europejski Bank Centralny przygotowuje się do wprowadzenia cyfrowego euro, które w zamyśle ma uzupełniać tradycyjną walutę i dostosować europejski system finansowy do wymogów ery cyfrowej. Eksperci podkreślają, że nowa forma pieniądza mogłaby wzmocnić pozycję euro na globalnym rynku oraz zwiększyć elastyczność i bezpieczeństwo płatności. EBC widzi w tym rozwiązaniu szansę na poprawę konkurencyjności gospodarki. Z drugiej strony nie brakuje też obaw o bezpieczeństwo i stabilność cyfrowej waluty.

– Wprowadzenie do obrotu cyfrowego euro znacząco wzmocniłoby jednolitą walutę, jednolity pieniądz europejski. Euro zyskałoby postać, która jest bardzo atrakcyjna zarówno dla globalnych inwestorów, jak i użytkowników w Unii Europejskiej. To miałoby dobry wpływ na wzmocnienie międzynarodowej roli tej waluty – ocenia w rozmowie z agencją Newseria prof. dr hab. Artur Nowak-Far z Katedry Integracji i Prawa Europejskiego Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie.

Euro to najbardziej namacalny element europejskiej integracji. Wprowadzono je w 1999 roku jako walutę rozliczeniową, a 1 stycznia 2002 roku weszło do obiegu w formie banknotów i monet. Dziś jest oficjalną walutą 20 państw Unii, które razem tworzą strefę euro, ale jej wpływ wykracza daleko poza granice UE – euro jest obecnie drugą najczęściej używaną walutą na świecie, 20 proc. globalnych rezerw walutowych utrzymywanych jest w euro, a wiele krajów i terytoriów na całym świecie bezpośrednio lub pośrednio powiązało z nim swoją walutę.

Cyfrowe euro ma być cyfrową formą pieniądza banku centralnego, emitowaną przez EBC, dostępną i akceptowaną we wszystkich krajach strefy euro. Nie zastąpi gotówki, ale ma ją uzupełniać, umożliwiając bezpieczne, łatwe i tanie płatności cyfrowe w całej strefie euro, aby nadążać za zmianami w epoce cyfrowej.

– Euro cyfrowe nie będzie konkurencją dla realnego euro, to jest jedynie wzbogacenie oferty dla użytkownika – mówi prof. dr hab. Artur Nowak-Far.

Ma to m.in. umożliwić reagowanie na zmieniające się preferencje dotyczące płatności, ale także wzmocnić autonomię i odporność Europy.

Nie powinniśmy lekceważyć geopolitycznych podziałów; powinniśmy być wyposażeni w cyfrową walutę, która pomoże bronić naszej suwerenności – wskazywała prezeska Europejskiego Banku Centralnego (EBC) Christine Lagarde podczas debaty w Parlamencie Europejskim na początku lutego br.

Lagarde podkreśliła też, że wprowadzenie cyfrowego euro jest niezbędne do tego, aby Europa miała solidną infrastrukturę płatniczą i narzędzie, które umożliwi dokonywanie płatności transgranicznych. W tej chwili nie ma bowiem żadnego europejskiego cyfrowego rozwiązania płatniczego, które byłoby dostępne w całej strefie euro, a EBC podaje, że w 13 spośród 20 krajów strefy euro płatności kartą są obsługiwane przez międzynarodowe systemy kart płatniczych. Cyfrowe euro mogłoby więc ułatwić transakcje transgraniczne, eliminując część kosztów związanych z przewalutowaniami i pośrednikami finansowymi.

Euro w postaci cyfrowej mogłoby się stać przedmiotem inwestycji, częścią portfeli inwestycyjnych, które utrzymywane są przez inwestorów zainteresowanych wyłącznie walutami cyfrowymi. To oznaczałoby również, że Europejski Bank Centralny może emitować walutę euro w postaci cyfrowej i uzyskiwać z tego dochody zwane seniorażem, które są po prostu dochodem z samej emisji pieniądza i wpuszczania go do obrotu – wyjaśnia prof. Artur Nowak-Far. – Krótko mówiąc, jest to ta sama sytuacja, którą mają np. emitenci pierwotni bitcoina. Tyle że w tym przypadku EBC musi utrzymywać stały parytet „prawdziwego” euro z euro cyfrowym w stosunku wynoszącym zawsze 1:1. Nie może być tak, że jedno cyfrowe euro nagle zacznie być warte na rynku 50 gotówkowych euro albo odwrotnie. Tutaj ważnym zagadnieniem technicznym jest to, żeby ten parytet był taki sam.

Europejski Bank Centralny przygotowuje się do wyemitowania własnej waluty cyfrowej już od listopada 2023 roku. Decyzja o kolejnej fazie projektu ma zapaść pod koniec 2025 roku, ale – jak podkreśliła w europarlamencie szefowa EBC Christine Lagarde – kwestie takie jak wpływ cyfrowej waluty na stabilność finansową czy próg prywatności wciąż wymagają publicznej dyskusji.

EBC dostrzega w cyfrowym euro szansę na unowocześnienie systemu finansowego oraz poprawę konkurencyjności europejskiej gospodarki. Bank mógłby też skorzystać na wprowadzeniu cyfrowej waluty, czerpiąc zyski z emisji, a dochody z tego tytułu mogłyby zostać wykorzystane na dalsze stabilizowanie systemu finansowego w strefie euro. Z drugiej strony obawy dotyczą m.in. kwestii stabilności cyfrowego euro oraz potencjalnych spekulacji, które mogłyby prowadzić do wahań wartości tej waluty. 

– Zasadniczą wadą cyfrowego euro jest ryzyko związane z tym, jak bank centralny poradziłby sobie z utrzymywaniem jednolitego kursu euro wobec samego siebie – ocenia prof. dr hab. Artur Nowak-Far.

Prace nad cyfrową walutą prowadzi nie tylko UE, ale podejście do tego tematu w różnych krajach mocno się różni. Dla przykładu w USA podejście do cyfrowej waluty zmieniło się wraz z nową administracją, ponieważ prezydent Donald Trump jednoznacznie sprzeciwił się koncepcji cyfrowego dolara emitowanego przez bank centralny. Z kolei Chiny wprowadziły już cyfrowego juana (e-CNY) w celu zmodernizowania systemu płatniczego, zwiększenia kontroli nad przepływem pieniędzy oraz zmniejszenia zależności od gotówki, ale zachodzą podejrzenia, że tamtejsza e-waluta może być powiązana z chińskim systemem oceny społecznej obywateli. Podobne obawy – o nadmierną kontrolę nad finansami obywateli i potencjalne ograniczanie ich wolności ekonomicznej – pojawiają się też przy okazji prac nad cyfrowym euro. 

Proces wprowadzenia euro wymaga rozwiązania szeregu bardzo poważnych problemów technologicznych. Poza utrzymaniem parytetu rozwiązania wymaga zapewnienie anonimowości transakcji, bo jednak transakcja może być teoretycznie zapisana gdziekolwiek i być do wglądu przez władzę publiczną, więc przełamanie tej prawidłowości, polegające na tym, że my właśnie gwarantujemy wymazanie tej transakcji, gwarantujemy nieodnotowywanie tego w rejestrach publicznych, jest bardzo poważnym zagadnieniem natury technologicznej. Myślę, że przez najbliższe dwa lata jeszcze nie będziemy mieć na pewno euro cyfrowego – ocenia ekspert SGH.

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/cyfrowe-euro-coraz,p1979516085

Europejski Bank Centralny ma być lepiej przygotowany na przyszłe szoki inflacyjne. Walka o stabilność cen powinna być głównym celem

0

Parlament Europejski przyjął na plenarnym posiedzeniu zalecenia dla Europejskiego Banku Centralnego po przeprowadzonej debacie na temat jego priorytetów i działań z przewodniczącą Christine Lagarde. Zdaniem europosła PiS Bogdana Rzońcy, który uczestniczył w debacie, zduszenie inflacji przez EBC jest sukcesem, ale wciąż poważnym wyzwaniem. Jak podkreśla, w kwestii obniżek stóp procentowych bank powinien uwzględniać interesy wszystkich przedsiębiorców działających w strefie euro, także tych rozliczających się w innych walutach. Istotne jest również zachowanie neutralności ideologicznej, np. w aspektach ekologicznych, oraz kontrola nad wydatkami na ten cel.

Zduszenie inflacji to jest wielkie wyzwanie. Było tak, że w strefie euro inflacja wynosiła nawet 10,6 proc., w tej chwili jest około 2,5 proc., więc kierunek jest dobry i właściwy. Europejski Bank Centralny poprzez różnego rodzaju interwencje pomógł w zduszeniu tej inflacji – mówi agencji informacyjnej Newseria Bogdan Rzońca, poseł do Parlamentu Europejskiego z PiS, koordynator ds. budżetu, reprezentujący grupę Europejskich Konserwatystów i Reformatorów. – Ale oczywiście to jeszcze nie jest koniec, zobaczymy, jakie będą następne interwencje i działania Europejskiego Banku Centralnego, na przykład w stosunku do tego, co będzie robił na arenie gospodarczej Donald Trump i Ameryka, bo to jest naprawdę istotne z punktu widzenia całej Unii Europejskiej.

Przy 378 głosach za, 233 przeciw i 26 wstrzymujących się europosłowie przyjęli we wtorek 11 lutego doroczne zalecenia dla Europejskiego Banku Centralnego. Zalecają, by EBC zrobił więcej w celu powstrzymania inflacji, której skutki najmocniej odczuwają najmniej zarabiający. Dzień wcześniej w Strasburgu odbyła się debata na ten temat z udziałem Christine Lagarde, szefowej Europejskiego Banku Centralnego.

Parlamentarzyści wytknęli EBC błędne przekonanie, że inflacja będzie jedynie przejściowa, co oznacza, że konieczne jest ulepszenie modeli prognozowania gospodarczego, aby umożliwić lepsze kształtowanie polityki monetarnej. Parlament potępił też „znaczne dotacje” dla banków wynikające pośrednio z polityki EBC, która doprowadziła do dużych odsetek od depozytów bankowych w EBC, i zaapelował o złagodzenie tego problemu.

Wszyscy by chcieli obniżenia stóp procentowych, wszyscy by chcieli ustalenia takiego kursu euro przez Europejski Bank Centralny, który będzie odpowiadał przedsiębiorcom, ale są przedsiębiorcy, którzy więcej eksportują, i są tacy, którzy więcej importują, wobec tego tu zawsze trzeba znaleźć jakiś zdrowy rozsądek. Ten zdrowy rozsądek musi dominować działania Europejskiego Banku Centralnego, dlatego musi on wiedzieć, jakie są podstawowe makroekonomiczne dane w poszczególnych krajach, żeby nie działał na ślepo – jeśli pomaga, to musi pomagać w sposób uzasadniony – postuluje Bogdan Rzońca. – Powiedziałem podczas debaty jeszcze jedną istotną rzecz, inni też o tym mówili, żeby Europejski Bank Centralny nie był zbyt ideologiczny.

Europosłowie postulują, by stabilność cen pozostała głównym celem banku centralnego, a ich zdaniem skupianie się na celach drugorzędnych może uderzać w niezależność EBC.

W ocenie Bogdana Rzońcy EBC powinien się wystrzegać preferowania rozwiązań niesprawdzonych, np. w kwestii polityki klimatycznej. Poseł powołuje się przy tym na raport Europejskiego Trybunału Obrachunkowego oceniający, czy koncepcja i wdrażanie Instrumentu na rzecz Odbudowy i Zwiększania Odporności oraz krajowych planów odbudowy i zwiększania odporności (KPO) skutecznie przyczyniają się do transformacji ekologicznej. Zgodnie z założeniami instrument uruchomiony w maju 2020 roku miał pomóc państwom członkowskim w odbudowie po pandemii COVID-19. Do lutego 2024 roku w jego ramach udostępniono 648 mld euro. Państwa członkowskie zobowiązały się przeznaczyć co najmniej 37 proc. swoich przydziałów krajowych na działania w dziedzinie klimatu. Komisja oceniła, że osiągnęły one ten poziom docelowy już na etapie planowania, przeznaczając na ten cel 42,5 proc. przydziałów.

W skontrolowanych państwach członkowskich Trybunał wykrył niedociągnięcia zarówno w samej koncepcji i planach odbudowy i zwiększania odporności, jak i we wdrażaniu proekologicznych i proklimatycznych działań. Zarzucił korzystanie z niedokładnych, wysoce przybliżonych danych pozostawiających pole do przeszacowań. Kontrolerzy nie znaleźli wyraźnych dowodów na to, w jaki sposób wdrożenie działań w ramach instrumentu przyczynia się do transformacji ekologicznej, stwierdzili też, że w sprawozdawczości dotyczącej wydatków na rzecz klimatu i transformacji ekologicznej nie uwzględniono informacji o faktycznych kosztach i rezultatach. Posłowie PiS domagają się debaty na ten temat w europarlamencie.

Jeśli ta polityka klimatyczna się nie udaje, o czym mówi Europejski Trybunał Obrachunkowy, a wydaje się miliardy euro, to każdy się powinien zapytać, jakie są efekty wydatkowania tych pieniędzy – uzasadnia europoseł PiS. – Europejski Bank Centralny też powinien poznać ten raport i się do niego odnieść. Oczywiście to jeszcze nie jest koniec działania KPO, ale do 2026 roku już bardzo niedługo. Zobaczymy, czy kamienie milowe, czy kwestie związane z założonymi celami krajowych planów odbudowy zostaną zrealizowane. Bo jeśli nie, to okaże się, że wydaliśmy na rynek mnóstwo pieniędzy, które zakłóciły tylko gospodarkę w poszczególnych krajach, a wcale nie ma efektu związanego z neutralnością klimatyczną.

Po raz pierwszy parlamentarzyści zwrócili się do EBC o ocenę, w jaki sposób kwestie geopolityczne mogą wpłynąć na stabilność cen w latach 2025–2030. Posłanka sprawozdawczyni Anouk van Brug z Holandii podkreśliła w czasie debaty, że bank centralny zbyt późno podjął działania, by chronić stabilność cen przed skutkami wybuchu wojny w Ukrainie. Wezwanie do przygotowania planu na ewentualne konflikty ma być elementem aktywnego przewidywania kryzysów i szoków inflacyjnych.

Źródło: https://biznes.newseria.pl/news/europejski-bank-centralny,p12125840